niedziela, 31 grudnia 2023

Kaskada

     W historii Bydgoszczy niewiele budynków doczekało się tak złej sławy, jak Kaskada, która przez 40 lat obsługiwała mieszkańców i turystów, odwiedzających Stary Rynek. Mimo tego, iż w tej sprawie panuje niejaki dwugłos, nadal pokutuje określanie wszystkiego co złe powstaje aktualnie w mieście ,,drugą kaskadą", a osoby które tęsknią za serwowanymi w niej pierogami i fontanną obok niej, mogą spotkać się w komentarzach z odpowiedzią iż są ,,chore psychicznie". Mimo że od chwili zniknięcia Kaskady minęła już ponad dekada, narosło wokół niej jeszcze więcej mitów, niż w chwili kiedy odbywały się w niej ostatnie studniówki.


Kaskada w czasach świetności. Źródło facebook

    Stary Rynek należy do grona najbardziej poszkodowanych materialnie w skutek II wojny światowej rejonów miasta. Okupant niemiecki w związku z planami budowy nowego ratusza, oraz propagandowej alei defilad zburzył znaczną część zabudowy tej części miasta. Walki roku 1945 pogorszyły sytuację i Stary Rynek wszedł w nową rzeczywistość z poważnymi ranami, z którymi należało coś zrobić. Zachodnia pierzeja, zburzona przez hitlerowców pod budowę nowego ratusza do dziś nie została zabudowana i w 1969 roku znalazł się na niej Pomnik Walk i Męczeństwa Ziemi Bydgoskiej, wraz z piaskowcowym szańcem. Część pierzei wschodniej, doświadczonej rokiem 1945 odbudowano jeszcze w latach 50. stylizowanymi socrealistycznymi kamieniczkami, wpisującymi się w nurt ,,mariensztacki", czyli kreujący proste, romantyczne budynki inspirowane sennym polskim miasteczkiem doby renesansu. Kwartał zabudowy styczny z północno-wschodnim narożnikiem rynku długo pozostał niezabudowany. Urządzono na nim skwer i decyzję- co dalej- odwlekano w czasie. Pod koniec lat 60. zapadła decyzja, aby ulokować w tym miejscu nowoczesny pawilon gastronomiczny, oferujący bar szybkiej obsługi, kawiarnię i dancing. W lutym 1968 rozpoczęto budowę, w kwietniu 1969 spośród 300 propozycji w wyniku plebiscytu wybrano nazwę nowego lokalu- Kaskada, a we wrześniu nastąpiło otwarcie. Nowy bar samoobsługowy miał pomieścić 120 miejsc, a kawiarnia 160. 

Neony Kaskady nocą. Źródło wspominaj bydgoszcz

    Kaskada była piętrowym pawilonem z dużą ilością przeszkleń i białą elewacją. Bryłę w kształcie prostopadłościanu zdobiły neony i ciąg balkonu na wysokości 1 piętra. Budynek nie naśladował dawnego układu zabudowy, Kaskada była cofnięta względem każdej otaczającej ją pierzei. W ten sposób utworzono pasaż na przedłużeniu ulicy mostowej, otwierający rynek w stronę placu teatralnego. Od strony Brdy utworzono zielony skwer z charakterystyczną kaskadową fontanną, nawiązującą do nazwy obiektu.  Fontanna ta należy wraz z innymi zlikwidowanymi zbiornikami (m.in. wodotryskiem spod Rywala) do grona źródeł mglistych wspomnień Bydgoszczan, którzy brodzili w tych fontannach w dzieciństwie. Zastanawiając się, dlaczego ten fragment przybrał taki a nie inny kształt, możemy otrzymać odpowiedź kiedy pochylimy się nad historią. Po latach dominacji doktryny socrealizmu, w 1956 roku nastała w architekturze i urbanistyce ,,odwilż". Na rajzbretach całej Polski zagościł modernizm i fascynacja stylem międzynarodowym. Dawne wzorce XIX miasta, zabudowanego gęsto ociekającymi zbytecznym detalem stały w jasnej sprzeczności z zaczerpniętymi z zachodniej Europy ideami nowoczesnego planowania i przewietrzania miast, w trosce o dobrostan psychofizyczny jego mieszkańców. Korzystając z okazji, postanowiono wpuścić na bydgoski rynek więcej zieleni i stworzyć kilka nowych wnętrz urbanistycznych, kreować nowe osie widokowe. Nie da się oceniać Kaskady bez tego co ją otaczało, a więc rozluźnienia zabudowy.

Kaskada w kontekście urbanistycznym. Źródło bydgoszcz.wyborcza

    Zmianę ustroju Kaskada przetrwała podobnie jak tysiące innych jej podobnych. Stan wizualny budynku, który sam w sobie był bardzo prosty, jeszcze bardziej się pogorszył. Z fasady zniknęły gigantyczne neony, zastąpione pokracznymi żółtymi napisami. Coraz częściej budynek pokrywały reklamy, a przestrzeń wokół zdominował chaos.

    W XXI wieku na poważnie rozbrzmiały głosy o powrocie tego miejsca do gęstości zabudowy znanej sprzed wojny. Jeszcze w 2006 rozważano opcję przebudowy Kaskady na nowe funkcje, jednak tą opcję porzucono. W 2008 roku obiekt zamknięto, a w 2010 ściany budynku przeżuły łyżki koparek. Wkrótce potem na miejscu budynku stworzono retrowersję, naśladującą układ urbanistyczny i skalę przedwojennych kamienic, ale w nowoczesnej formie. 

    Co z perspektywy lat 20. XXI wieku możemy powiedzieć o Kaskadzie? Z całą pewnością, nie była to architektura wybitna, cała jej siła tkwiła w neonach które skończyły się wraz z PRL. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy upoważnieni do nazywania tego budynku najbrzydszym w historii regionu. Powtarzające się w setkach komentarze i nagłówki o tym, że Kaskada była koszmarem, że nie była architekturą i była przerażającą makabrą mogą bardzo dziwić w kontekście jaka była ta architektura. Kaskada to typowa plazma architektoniczna, budynek neutralny do bólu, przez którego przestrzeń przelewa się za pośrednictwem gigantycznych szyb. Budynek był niewielki w skali, miał zaledwie 2 kondygnacje i był niższy od otaczających go kamienic. Z całą powagą można powiedzieć o Kaskadzie, że w odróżnieniu od innych pawilonów lat 60. nie miała wyjątkowego charakteru, ani dużego wkładu w dziedzictwo kulturowe, jeżeli mowa o architekturę. Żyjemy w czasach w których powstaje wiele budynków o wiele bardziej agresywnych w stosunku do otoczenia, ignorujących kontekst i dominujących skalą (które o ironio nazywa się nowymi Kaskadami) niż dancing z mostowej. 

    Z pewnością o Kaskadzie możemy powiedzieć- zapłaciła ona najwyższą cenę jaką może ponieść budynek i jeszcze długo jej wspomnienie będzie rozgrzewać fantazję ludzi pamiętających ją.

piątek, 26 sierpnia 2022

Korona Kielc - świętkorzyski Spodek

     Rok 1957 przyniósł ludzkości krok milowy w postaci pierwszego sztucznego satelity Ziemi- Sputnika, kilka lat później w 1961 roku w przestrzeni kosmicznej znalazł się także pierwszy człowiek. Lata 60. rozpoczęły się jako epoka podboju kosmosu, a rywalizacja dwóch światowych mocarstw- ZSRR i USA wywarła swój wpływ również na kulturę na całym świecie. W tym także architekturę. Modernizm który odrzucił tradycyjne wzorce estetyczne stał się bardzo podatny po wojnie na wszelkiego rodzaju kosmiczne inspiracje, dlatego od lat 60. możemy na świecie obserwować ,,marsjańskie talerze", pojawiające się po obu stronach Atlantyku. Szczególne miejsce zajęły w architekturze krajów socjalistycznych, których architektura była w większym stopniu zdefiniowana odgórnie, z racji tego że hegemonię na rynku miał jeden zleceniodawca- państwo. Zbiór architektury kosmicznej w samym tylko Związku Radzieckim doczekał się opracowania książkowego w postaci ,,CCCP. Cosmic Communist Constructions Photographed" Frédérica Chaubin. Modernizm w wykonaniu kosmicznym stał się wręcz znakiem rozpoznawczym wielu kreowanych przez socjalistycznych urbanistów przestrzeni, stanowił dominantę i był doskonałym odreagowaniem na sztywne ramy zakończonego wraz z odwilżą polityczną lat 50. socrealizmu. Również Polska, mimo że mniejsza od ZSRR mogła poszczycić się dobrą kolekcją futurystycznych spodków, które dzięki talentowi polskich architektów nie odstają jakością projektu od zagranicznych, a czasem wręcz je przewyższają. Temat ten jest bardzo ciekawy do omówienia, dlatego w dniu dzisiejszym otwieram serię artykułów o polskich futurystycznych gmachach, którą otwiera obiekt którego futurystyczna forma kryła również przyszłościowe rozwiązania funkcjonalne- kielecki Dworzec PKS. 


    Dworzec Autobusowy w Kielcach jest tak charakterystyczny że stał się jedną z ikon tego miasta, w zasadzie od początku był realizacją wyjątkową, podziwianą w całej Polsce. Ta wyjątkowość ostatecznie pozwoliła mu przetrwać to, czego niestety nie mogły przetrwać dziesiątki innych dworców autobusowych w naszym kraju. Wydawać by się mogło, że jego forma to sztuka dla sztuki, ale nie jest to prawda. Zbudowanie dworca na planie koła i nadanie mu takiego kształtu wynika z bardzo przemyślanych rozwiązań funkcjonalnych. Zgodnie z fundamentami modernizmu- forma wynika z funkcji. W klasycznym peronowym układzie dworca mamy budynek, z którego przechodzimy do równolegle zlokalizowanych peronów, z których każdy znajduje się dalej od hali. Tutaj mamy perony zlokalizowane w równym odstępie od środka hali- autobus jeździ po okręgu i zatrzymuje się przy wyznaczonych stanowiskach. Zgodnie z oryginalnym założeniem hala była przeszklona, tak że siedząc w jej wnętrzu można było widzieć wszystkie stanowiska i zobaczyć gdy nasz autobus właśnie zajechał na peron. Ruch pasażerów i autobusów jest w zasadzie bezkolizyjny, z poziomu miasta dostajemy się do hali dworca tunelem, wjeżdżamy schodami lub windą na górę i stamtąd możemy się dostać do dowolnego stanowiska. Proste i genialne. Rozwiązanie to chciano zastosować po Kielcach również w innych polskich miastach, m.in. w Radomiu, ale ostatecznie okoliczności sprzyjały powstaniu dworca wyspowego jedynie w Kielcach. Okrągły kształt hali stworzył ogromny potencjał dla projektantów, Edwarda Modrzejewskiego,
Jerzego Radkiewicza, Mieczysława Kubalę i Andrzeja Grabiwodę. By wyeliminować słupy z wnętrza budynku kopułę umocowano na 10 wspornikach. Parter i antresola zostały przeszklone, dzięki czemu z każdej strony do hali docierało światło słoneczne. Na szczycie kopuły, znalazły się okrągłe i wypukłe świetliki, rozświetlające środek hali, które nocą emanują światłem na zewnątrz.
    Budowa Dworca rozpoczęła się w 1975 roku. Choć jej początek znajdował się jeszcze w szczycie gierkowskiej prosperity, to z czasem zaczynały się komplikacje związane z problemami finansowymi państwa. Najpierw kryzys końca lat 70. potem stan wojenny. Ostatecznie udało się skończyć obiekt w 1984 roku, na 40-lecie PRL. Mimo przeszkód (które uniemożliwiły zakup schodów ruchomych) finalny obiekt był bardzo nowoczesny, posiadał system informacji pasażerskiej w postaci pragotronów (wyświetlaczy tabliczkowych) nad wyjściami na perony, a także monitoring. Poszycie dachu wkrótce zaśniedziało i jego zielona barwa stanowiła architektoniczny dialog z chełmami zlokalizowanej tuż obok katedry. Nowy dworzec imponował, jednak lata mijały. Podobnie jak dla większości polskich dworców, transformacja ustrojowa oznaczała pojawienie się w jego przestrzeni wielu bud handlowych, w większości o wątpliwej estetyce. Im dalej od roku 2000 tym bardziej budynek i jego otoczenie podupadały, do tego stopnia że coraz głośniej pojawiały się postulaty zastąpienia go czymś innym. W 2013 dworzec znalazł się w rękach spółki PKS 2, która planowała wznieść na jego terenie galerię handlową, z wkomponowaną kopułą spodka. Groteskowy plan na szczęście nie wypalił, dworzec wykupiło miasto z zamiarem przeprowadzenia remontu na który ogłoszono konkurs architektoniczny. W 2018 rozpoczęła się modernizacja kieleckiego UFO.

Bryła dworca po przebudowie

Widok na dworzec z góry z widocznym układem komunikacyjnym. Źródło: Google earth

    Zmodernizować modernizm, brzmi jak coś niemożliwego. Architektura przyszłości od chwili ukończenia była wystawiona na upływający czas. Zmiany technologii, zmiany w modzie, w społeczeństwie. Dla osób które śledzą Dezaprobatę od dłuższego czasu nie będzie nowością mój pogląd, że modernizm można zmodernizować tylko i wyłącznie w sposób trzymający się oryginalnego projektu, uwzględniający nowoczesne rozwiązania (np potrzeby niepełnosprawnych, ekologię) ale nie próbujący zmienić charakter architektury budynku modernistycznego. W okresie od 1989 do około 2014 roku a nawet i bliżej współczesności byliśmy świadkami setek modernizacji budynków z PRL a nawet i starszych, które zacierały całkowicie ich charakter i nadawały im oderwane od nich cechy i elementy (przykład- Rywal w Bydgoszczy, Kino Kosmos w Katowicach i wiele innych) co skończyło się wieloletnią degradacją ich jakości, oraz groteskowym wydźwiękiem. Dopiero w latach 10. XXI wieku zaczęto modernizować budynki z Polski Ludowej w sposób szanujący ich korzenie, co wykorzystuje w pełni ich potencjał (Pałac Młodzieży w Bydgoszczy, Osiedle Manhattan we Wrocławiu) jednocześnie wnoszące nową jakość. Przed architektami projektującymi nową odsłonę kieleckiego PKS-u stało więc ogromne zadanie, które bardzo łatwo było można zepsuć, wypaczając całkowicie świętkorzyską ikonę. 

    To co stało się z UFO można nazwać jedną z najlepszych realizacji tego typu budynku w Polsce, a patrząc na to co spotyka inne PeKaeSy (które giną bezpowrotnie, lub są zamieniane w galerie handlowe z podziemnym aneksem dworcowym) to można remont Spodka uznać za najlepszy remont Dworca Autobusowego w Polsce. Zachowano genialne rozwiązania funkcjonalne będące tu od początku, bryła hali która była ponadczasowa została w swej futurystycznej formie, z wymienionymi materiałami na współczesne. Wnętrze zaprojektowano spektakularnie, z wieloma nowoczesnymi elementami, jednak operującymi cytatami z przeszłości dworca i jego kosmicznego charakteru, jak choćby drewniane kasetony dolnej części hali w kształcie plastrów miodu. Dworzec jest bardzo jasny, charmonijny i bez nachalnych akcentów. Zastosowany system informacji pasażerów jest bardzo nowoczesny i stanowi godnego następcę oryginalnych pragotronów (wokół wnętrza całej hali rozciąga się pierścień wyświetlaczy pokazujących w którym miejscu przyjedzie dana relacja). Po prawie 40 latach UFO doczekało się własnych schodów ruchomych ulokowanych w samym środku, przez co wchodząc na nie powoli zmierzamy w górę i wyłania się nad naszymi głowami potężna kopuła ze świetlikami i umiejscowioną centralnie na suficie ozdobą nawiązującą do układu słonecznego. Na dole znajdują się także fragmenty oryginalnego dworca- kawałek ściany pokrytej stłuczką porcelanową i czerwona lastrykowa ławka. Dworzec jest tak piękny i elegancki że możnaby o nim mówić w samych superlatywach, ale niestety będzie to niesprawiedliwe. Oryginalne wnętrze pokryte było stłuczką porcelanową, na ścianach i podłogach znajdował się kamień z polskich kamieniołomów, dużo było detali takich jak ławki, parapety kas, które były tutaj wykonane na zamówienie. Po remoncie kamień i stłuczka zniknęły (zostały tylko symboliczne kawałki) zastąpione przez ładny, ale jednak- tynk. Stopień ingerencji w strukturę był bardzo duży. Z oryginału zostało niewiele. Dużo straciliśmy, jednak otrzymaliśmy coś nowego i dobrego w zamian. Nowy dworzec zachowuje charatker i kontynuuje wszystko co najlepsze w oryginale, pomagając wyprzedzającej swoje czasy formie zaspokoić potrzeby współczensego europejczyka. 

Spektakularny sufit w kształcie hexagonów


Kawałek oryginalnego wnętrza (niestety tylko taki niewielki)


Wnętrze kopuły i model układu słonecznego z byłszczącymi planetami

System informacji pasażerskiej (zdjęcie robione późną nocą więc nie był zbyt wielu połączeń)



Korytarz łączący halę dworca z miastem

Eteryczny Spodek nocą


    Oprócz modernizacji dworca, gruntownej przemianie uległo jego otoczenie. Można powiedzieć że metamorfoza okolic UFO może być bardziej kontrowersyjna niż modernizacja samego budynku, choć nie jest to bynajmniej mocna kontrowersja. Teren dworca był dosyć zaniedbany, od strony torów kolejowych wydawał się być wręcz zapuszczony. Wraz z 2018 rokiem zmieniono mocno zużyty teren w miejski skwer, z ławkami z których można podziwiać najpiękniejszą ikonę tej części Polski, fontanną, małymi drzewkami i rzeźbą autorstwa Sławomira Micka, przedstawiającą autobus San H100 i jego pasażerów, zza której w upalne dni rozpyla się mgiełka wodna, wyglądająca niczym dym z zabytkowego autobusu. Skwerek jest estetyczny i stanowi miłe miejsce, nawiązujące dialog z dobrą architekturą. Pojawia się jednak pytanie, czy po prostu nie wybetonowano zbyt dużej powierzchni i czy nie dało się tego jakoś inaczej rozwiązać, choć mi osobiście w tym konkretnym przypadku to nie przeszkadza. W 2021 roku w Kielcach dyskutowano nad nadaniem skwerowi imienia Praw Kobiet, przeciwnicy podsunęli wówczas pomysł by nazwać go zamiast tego imieniem projektanta dworca- Edwarda Modrzejewskiego. Ot cała kontrowersja. 


Fontanna



    Remont kieleckiego Dworca Autobusowego oceniam na 8/10. Jest to jedna z najlepszych realizacji w Polsce, zachowano oryginalny- kosmiczny charakter tego miejsca i dostosowano je do współczesności. Na minus jedynie zbyt duża ingerencja w oryginalne materiały i zlikwidowanie większości kamiennych elementów wnętrza, jednak to co dostajemy w zamian pozwala wybaczyć tę dużą stratę. Natomiast skwer przed wejściem jest bardzo dobrym dopełnieniem kosmicznej architektury i uważam że jest to dobra inspiracja do projektu remontu okolic Pomnika Tysiąclecia w Bydgoszczy- stworzenie właśnie takich geometrycznych krztałtów, fontanny i estetycznych ławek zamiast obecnego asfaltu i ukierowanie nowej rekreacyjnej infrastruktury na kosmiczne centrum- w przypadku Kielc na Spodek, a Bydgoszczy- na kosmiczny Trójnóg.



niedziela, 29 maja 2022

Ryby wracają z Potopu!

     W przestrzeni każdego miasta często pojawiają się różne rzeźby, fontanny i pomniki, ale nie każdy ma okazję stać się ikoną. To bardzo dobre zjawisko, kiedy dzieło sztuki tworzy nową jakość i staje się rozpoznawalne, potrafi wzbudzać emocje. Nic więc dziwnego, że Bydgoszczanie tak tęsknili za czterema Rybami, które przez kilkadziesiąt lat zdobiły misę fontanny w Parku Kazimierza Wielkiego, a teraz do wspomnień z dawnych lat będą mogły dołączyć nowe- bo Ryby z Potopu powracają!


    Ryby to cztery rzeźby autorstwa bardzo zasłużonego dla Bydgoszczy rzeźbiarza Józefa Makowskiego, autora m.in. Pomników w Dolinie Śmierci, Pomnika Lotników na Błoniu, czy Złamana Róża w Parku Jana Kochanowskiego. Miejsce które pierwotnie zajmowały również było i nadal pozostaje szczególne. Rybki były umieszczone w misie pozostałej po Fontannie Potop. Potop to majestatyczna rzeźba autorstwa Ferdinanda Lepcke (autora słynnej Łuczniczki stojącej przed teatrem w Bydgoszczy) odsłonięta w lipcu 1904 roku, przedstawiająca interpretację biblijnego potopu i ludzi oraz zwierzęta walczących o przetrwanie. Wodotrysk przetrwał prawie 40 lat, jednak w trakcie II wojny światowej, słabnące państwo niemieckie zdecydowało się w 1943 przetopić potężną rzeźbę na cele zbrojeniowe. W ten sposób fontanna przy Placu Wolności- jednym z najbardziej reprezentacyjnych miejsc w Bydgoszczy, pozostała pusta. 

    Ten stan rzeczy potrwał jeszcze kilkadziesiąt lat. Na przełomie lat 60. i 70. władze miasta zdecydowały się wzbogacić przestrzeń która w powojennej rzeczywistości stała się bardzo istotna (na Placu Wolności znajdował się pomnik Armii Czerwonej, a sam plac był świadkiem corocznych pochodów i wieców pierwszomajowych) nowymi rzeźbami. Nie zdecydowano się wówczas na odbudowę przedwojennej rzeźby- prawdopodobnie ze względu na konotację z zaborem niemieckim (można ją było odbierać jako dziedzictwo kulturowe Niemiec, co w Polsce Ludowej było odbierane w sposób negatywny) a być może także ze względów finansowych. Zdecydowano się jednak na zamontowanie całkowicie nowych rzeźb, których wykonanie zostało zlecone artyście Józefowi Makowskiemu. Ten przygotował cztery rzeźby odlane z dobrej jakości betonu z dodatkiem kruszywa, przedstawiające ryby, z pyszczków których tryskała woda. Ryby w odróżnieniu od przedwojennej fontanny nie są dziełem realistycznym- nie są dokładnym odzwierciedleniem jakiejś prawdziwej ryby, z dokładnym anatomicznym oddaniem detali, łusek, płetw co do milimetra. Są natomiast emanacją sztuki lat 60. i 70. która lubiła oddawać nasz świat w bardziej symboliczny i uproszczony sposób. Ryby więc są rybami, każdy, nawet dziecko może je rozpoznać, ale równocześnie są plastyczną kompozycją grającą kształtem, fakturą i kontrastem. Nic więc dziwnego że sympatyczne wodne stworzenia tak zapadły w pamięć Bydgoszczan. Nietrudno odnaleźć osoby, które w dzieciństwie były sadzane na nich przez rodziców, a następnie stawały się modelami i modelkami pozującymi na rybach przed małoobrazkowym aparatem na film. Nie dziwi także pojawianie się uśmiechu u tych osób, które opowiadają jak w dzieciństwie zatykały dłonią pyszczek jednej ryby, a wtedy trzy pozostałe psikały wodą mocniej. Od początku lat 70. przez cały PRL, transformację ustrojową i pierwszą dekadę nowego tysiąclecia Ryby regularnie wypluwały hektolitry wody, w międzyczasie miały domalowywane oczy, a ich barwa pod wpływem zakamienionej bydgoskiej wody i zanieczyszczeń atmosferycznych, zmieniła się z ciepłej różowawej, na szarą. Na nieszczęście dla Rybek, w Bydgoszczy coraz głośniej w nowej rzeczywistości zaczęło się mówić o odbudowie przedwojennej fontanny.  Pod koniec lat dwutysięcznych XXI wieku rekonstrukcja Potopu nabrała realny kształt. W 2009 roku Ryby musiały odejść...

Ryby w latach świetności, w tle budynek BWA. Źródło: wikimedia commons

    Niechciane Ryby trafiły na składowisko Spółdzielni Socjalnej ,,Bydgoszczanka" gdzie leżały przez następną prawie dekadę. Nie było to dla nich wymarzone miejsce- ukryte przed światem powoli niszczały, ich stan się pogarszał, skala degradacji materiału była różna- od jednej która zyskała kilka zadrapań, po jedną która znacząco popękała i odpadł jej nawet ogon. Niespodziewanie po ponad dziesięciu latach niełaski, los się do nich uśmiechnął. Miasto zdecydowało się przywrócić rzeźby społeczeństwu, które co jakiś czas sobie o nich przypominało i zadawało pytanie- co się stało z Rybami? 

    Ryby w 2021 roku trafiły na Politechnikę Bydgoską w Fordonie, gdzie zajął się nimi Paweł Czyż, współpracujący z plastykiem miejskim student politechniki o bardzo szerokiej wiedzy i umiejętnościach praktycznych. Zależało mu by móc działać i wykorzystywać swoje zdolności w praktyce, dlatego podjął się zadania naprawy Ryb i doprowadzenia ich do takiego stanu, aby można je było wyeksponować. Zadanie to nie było łatwe, stan techniczny rzeźb był mocno nadszarpnięty, skala zniszczeń również wymagała indywidualnego podejścia do każdej Ryby. Paweł wypiaskował je, likwidując wieloletni osad, brud i farbę którą nieumiejętnie ,,upiększano" rzeźby. Zadbał o wypełnienie ubytków, ale w taki sposób aby każda z nich dawała po sobie poznać że jest autentyczna- że nie są to współczesne rekonstrukcje, a czterdziestoletnie oryginały z bogatą historią, objawiającą się szlachetnymi bliznami. Największym wyzwaniem było naprawienie najbardziej poturbowanej Rybce ogona- z tym również poradził sobie Paweł, montując go z powrotem, maskując łączenia i wzmacniając konstrukcję tak aby wytrzymała następne dekady. W trakcie ich konserwacji Paweł zastosował również zabieg pokrycia betonowych żyjątek warstwą hydrofobizującą, zabezpieczającą je przed nowym nalotem, glonami, mchami i wszelkimi nieczystościami. 

 

Paweł Czyż na terenie Politechniki Bydgoskiej, opowiadający mi o procesie napraw Ryb.
Fot. Jan Trojan

Dwie Ryby których stan był względnie najlepszy. Fot. Jan Trojan

Rybka najmocniej doświadczona przez los, widoczne pozostawione blizny, to właśnie tej rybie rekonstruowano ogon. Fot. Jan Trojan.

    Ostatecznie po wielu zabiegach udało się doprowadzić Ryby do nowej świetności. W trakcie renowacji zastanawiano się jeszcze, gdzie je ostatecznie umieścić. Myślano o lokalizacji w Parku Ludowym im. W. Witosa, jednak zdecydowano się na nabrzeże Wyspy Młyńskiej, tak żeby Ryby witały ludzi przypływających bydgoskim tramwajem wodnym. Niestety, nie będą już one pluć wodą, co było ich bardzo mocnym walorem, ale ma to swoje uzasadnienie- bardzo ciężko byłoby w tamto miejsce doprowadzić niezbędną do zainstalowania wodotrysku infrastrukturę, poza tym jak tłumaczy Paweł Czyż, stan betonu nie jest już tak dobry jak kiedyś, a ich konstrukcja sprawia iż woda wewnątrz wytwarza takie ciśnienie, które mogłoby bardzo mocno nadwyrężyć ich strukturę, choć dałoby się to ograniczenie obejść instalując w ich wnętrzu odpowiednią aparaturę. 

    Ryby zostaną ulokowane w swojej nowej lokalizacji już w przeciągu najbliższych dni! A 11 czerwca bieżącego roku odbędzie się ich oficjalne odsłonięcie, dlatego można powiedzieć że będzie to ich nowy początek. Bardzo mnie cieszy że tak charakterystyczne i pozytywnie zabarwione emocjonalnie rzeźby powracają i ich los nie będzie już zagrożony, a wręcz przeciwnie- staną się nową atrakcją miasta i jedną z jego ikon, które towarzyszą mu od dekad.

    Serdecznie dziękuję Pawłowi Czyżowi za oprowadzenie po pracowni na Politechnice Bydgoskiej i opowiedzenie o procesie naprawy Ryb i przybliżeniu technik które były wykorzystywane do ich konserwacji. To wspaniałe że mamy w naszym mieście takiego specjalistę który wykorzystuje swoje umiejętności w trosce o zabytki i sztukę.








poniedziałek, 21 lutego 2022

Ocalić Solpol- wywiad z Rafałem Rydzem

    Temat Solpolu był już na Dezaprobacie wcześniej poruszany, możecie o nim przeczytać tutaj: Postmodernizm absolutny.  Dziś jednak podejdziemy do tego tematu inaczej, rozszerzymy perspektywę o rozmowę z Rafałem Rydzem, autorem petycji do prezydenta Wrocławia przeciwko planom wyburzenia domu towarowego Solpol we Wrocławiu. Nasz dzisiejszy rozmówca jest też od wielu lat istotną postacią w środowisku obrony Solpolu, miłośnikiem sztuki, oraz znawcą dorobku artystycznego Wojciecha Jarząbka, autora Solpolu.

Rafał na tle Sopolu, fot. Łukasz Paluch, fotografia ze strony Muzeum Architektury we Wrocławiu

-Rafale, w pierwszej kolejności, chciałbym zapytać Cię o to co najbardziej wartościowego dostrzegasz w architekturze Solpolu, może Twoje spostrzeżenia pomogą czytelnikom w nabraniu nowego spojrzenia na ten budynek. 

-Dom Handlowy Solpol to przede wszystkim przejaw odważnej i twórczej architektury. To śmiała
i konsekwentna realizacja artystyczna mogąca powstać jedynie w tak przełomowym, dla Polski czasie,
jakimi był początek lat 90. Architektura również jest jedną z gałęzi sztuki, o czym dziś często zapominamy.

Solpol to budynek ikoniczny i unikatowy dla naszego dorobku kulturalno-architektonicznego. Na próżno można poszukiwać podobnych do niego realizacji. Dzisiejsze realizacje są bardzo oszczędne i zachowawcze, zarówno w formie, zróżnicowaniu zastosowanych materiałów, a także kolorystyki. To sprawia, że nasze podejście społeczne do architektury jest neutralne, często wręcz nie zauważamy obiektów które mijamy. Kiedy jednak pojawia się coś zupełnie "innego", bardziej wyrazistego, wręcz wyłamującego się z wszelakich kanonów, to nasze klasyczne pojęcie o architekturze zostaje zachwiane i zaczynamy się zastanawiać nad nią, i o niej rozmawiać w szerszym zasięgu społecznym. Solpol wzbudza emocje, zarówno pozytywne jak i negatywne. Moim zdaniem to bardzo dobrze świadczy o samej architekturze Solpolu, jak i o kreatywnym podejściu architektów podczas jego projektowania. Temat "ostatniego domu handlowego Wrocławia" wielokrotnie pojawiał w mediach wzbudzając tym samym żywe dyskusje i wymiany zdań. Nie zapominajmy, że sztuka winna jest wyzwalać emocje zarówno pozytywne jak i te negatywne. Najgorsze dla sztuki jest to, gdy pozostaje ona bez żadnego wydźwięku, stając się obojętną. W przypadku Solpolu ewidentnie obcujemy ze sztuką, o czym świadczy nieustające poruszenie wokół samego obiektu w obliczu jego planowanej rozbiórki.

-To rzeczywiście niezwykły budynek, można go wpisać w nurt postmodernizmu, ale
jednak ma on pewien zestaw cech, który sprawia że jest elementem bardziej szczególnego jego odłamu,
jak zresztą cała twórczość pana Jarząbka, o której chciałbym porozmawiać teraz. Jaki jest ,,Jarząbkowy
postmodernizm”, po czym możemy poznać, że to nie jest pierwszy lepszy biurowiec z przełomu
tysiącleci, ale właśnie jakiś krewny Solpolu?

- Postmodernizm to pojęcie bardzo ogólne, którym można zdefiniować wiele realizacji powstałych

po drugiej wojnie światowej. Za architekturę postmodernistyczną możemy tu chociażby uznać odbudowy miast po zniszczeniach wojennych w duchu historyzmu. Jest to bardzo zróżnicowany styl, którego nie można definiować jednoznacznie. Architekturę Pana Wojciecha Jarząbka określiłbym jako przejaw architektury autorskiej, która nie pozwala jednoznaczne sklasyfikować stylu jaki reprezentuje. Myślę, że nie będzie nadużyciem jeśli Pana Wojciecha Jarząbka zestawię z takimi postaciami świata architektury jak Antoni Gaudí, Friedensreich Hundertwasser, Imre Makovecz, Santiago Calatrava czy Zaha Hadid.

Kamienica przy wybrzeżu Stanisława Wyspiańskiego 36 autorstwa W. Jarząbka.
Fot. R. Rydz

Pan Jarząbek, tak jak przytoczone przeze mnie sławy architektury, stworzył swój niepowtarzalny styl w
oparciu o wypracowanie własnych elementów architektonicznych i zabiegów stylistycznych uwidaczniających się w jego całym dorobku architektonicznym. Realizacje Pana Wojciecha oparte są na geometrii, jaskrawej kolorystyce i wzajemnym przenikaniu się płaszczyzn. W samym Solpolu, jak i pozostałych realizacjach możemy dopatrzeć się różnorodnych stylów, nie tylko postmodernizmu szeroko pojętego. Wzajemne przenikanie się brył, zróżnicowanych pod względem geometrycznym, kolorystycznym czy poprzez użyte materiały pozwala sklasyfikować architekturę Pana Jarząbka jako
dekonstruktywiczną. Natomiast układ geometrycznych okien w samym Solpolu, dla mnie przywodzi na myśl malarstwo konstruktywizmu. Geometria, a także wyrazisty akcent kolorystyczny sprawia, że
możemy tą architekturę przyrównać do stylu Memphis, popartu czy futuryzmu. Twórczość Pana
Wojciecha nawiązuje do elementów okolicznej architektury i przerabia je na swój własny sposób.
Realizacje te nadają kolorytu sąsiedniej zabudowie, a także starają się z nią nawiązywać relację.

- Dobrze że zwróciłeś na to uwagę, świat architektury jest pełen niuansów, czasem mimowolnie staramy się przyporządkować obiekt do jednego stylu, w granicach którego może mieścić się bardzo dużo interpretacji, wiele emocji. Każdy obiekt ma swoją historię, ale nie tylko taką jaką znamy z podręczników, ale też i osobistą która jest pisana przez każdą osobę która ma z danym budynkiem czy też rzeźbą styczność. Jaką historię niesie dla Ciebie Solpol, jak wyglądał moment kiedy zdecydowałeś się na to że chcesz poświęcić się jego obronie?

 
- Solpol poznałem, bodajże będąc jeszcze w szkole podstawowej, paradoksalne, z artykułu

dotyczącego jego planowanej rozbiórki. Pamiętam, że gdy go zobaczyłem, to od razu wzbudził we mnie sympatię. To był budynek, w którym osobiście się odnalazłem, i który niezmiennie pozostaje moim najukochańszym dziełem architektonicznym. Szczególnie mocno ujęła mnie jego cukierkowa, pastelowa kolorystyka i bryła wyłamująca się tradycyjnym ramom. Do dziś obiekty nieszablonowe, wyróżniające się spośród innych reprezentantów danego stylu, zdobywają moje uznanie. Bardzo cenię w architekturze, gdy autor oddaje w niej siebie, tym samym jest on artystą, który nie podporządkowuje się ogólnie przyjętym kanonom. Solpol jest nieszablonowy, w radosny sposób nawiązuje dialog z zabudową ulicy Świdnickiej. Zespala w sobie mieszankę architektoniczną, będąc jednocześnie ważnym punktem w historii Wrocławia i całej Polski. 

Fot. R. Rydz

Wątek jego rozbiórki cyklicznie pojawiał się w mediach, wywołując tym samym zagorzałą wymianę zdań, jednak w tamtej chwili, jako dziecko bardzo się przejąłem tą decyzją. Obiecałem sobie wówczas, że zrobię wszystko co będę mógł by go chronić. Pamiętam nawet, że napisałem list do Pana Solorza w tej sprawie i wysłałem do siedziby Polsatu w Warszawie. Wówczas się łudziłem, że przyniesie to jakiekolwiek działanie. Gdy jednak w 2021 roku plan rozbiórki powrócił ze znacznie większym prawdopodobieństwem jego realizacji, nie mogłem stać bezczynnie. Zwróciłem się wtedy z pomysłem napisania petycji do Towarzystwa Upiększania Miasta Wrocławia, które kilka lat wcześniej złożyło wraz z Fundacją Transformator wniosek o wpis Solpolu do rejestru zabytków. Petycję napisałem by pokazać znaczenie Solpolu zwłaszcza od strony społecznej, naświetlić jak wielkie grono sympatyków posiada nie tylko wśród Wrocławian. Uświadomić włodarzom jak wielki skarb posiada Wrocław i jak ogromny potencjał tkwi w Solpolu, który przyciąga do miasta miłośników architektury z całego świata. Pod moją petycją skierowaną do Prezydenta Wrocławia podpisało się ponad 3000 osób, to jednak nie przekonało włodarzy do podjęcia działań w zakresie ochrony Solpolu, mimo że w roku 2018 ówczesne władze miasta umieściły go na liście Dóbr Kultury Współczesnej Wrocławia.

Temat Solpolu stał się jednak głośniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. W obronie obiektu zabrali głos nie tylko architekci, historycy sztuki, ale przede wszystkim społeczeństwo. Niestety wciąż wiele placówek kulturowych w mieście, mimo usilnych próśb, nie zabrało głosu w tej sprawie. Osobiście mam do nich ogromny żal, że podejmują ten temat tak późno lub nadal nie obrały żadnego stanowiska w walce, bądź co bądź o najważniejszy wrocławski obiekt lat 90. Zabrakło dyskusji z przedstawicielami właściciela Solpolu, z władzami Wrocławia, z konserwatorem wojewódzkim. Moim zdaniem nie było możliwości przedstawienia pomysłów architektów i aktywistów na zagospodarowanie i ratowanie Solpolu. Dziś wbrew pogarszającej się i niepewnej przyszłości Solpolu dalej wierzę, że jego los nie jest jeszcze przesądzony, że jeszcze jest nadzieja na ocalenie tej wyjątkowej ikony.

-To doprowadza nas do dnia dzisiejszego. Cały czas nad tym budynkiem wisi niebezpieczeństwo
zniszczenia. Zwolennicy wyburzenia jako argument podają jego bezużyteczność. Ale czy faktycznie tak
musi być? Jako osoba która Solpolowi poświęciła wiele czasu i energii na pewno masz jakieś pomysły jak można by wykorzystać odrestaurowany Solpol w przyszłości.
 

-Na zanikanie znaczenia Solpolu, jako obiektu handlowego w dużym stopniu miały nowopowstające
galerie handlowe. Jednak nie do końca z tego powodu sam budynek stał się w dużej części
nieużytkowany. Znaczna część przeciwników Solpolu powołuje się na fakt, iż budynek nie służy
mieszkańcom, że ze względu na jego architekturę i "przestarzały" układ wnętrz brakuje chętnych na
wynajem lokali. Przeciwnicy Solpolu twierdzą, że na ten gmach nie ma pomysłu, że zachowywanie pustostanu ze względu tylko i wyłącznie na jego bryłę, to stwarzanie z miasta skansenu. Niewiele osób dopuszcza do siebie myśl, że istnieje popyt na takie lokale jakie oferuje Solpol. Nie tylko ze względu na lokalizację w ścisłym centrum, ale również, a może przede wszystkim, z uwagi na stylistykę jaką reprezentuje. We Wrocławiu nie trudno doszukać się lokali gastronomicznych w pełni oddających ducha lat 90. Moda na nie wróciła i coraz częściej widzimy ten powrót zarówno w sklepach odzieżowych, jak i w architekturze wnętrz. Unikatowość Solpolu skłoniła obrońców do stwarzania różnorodnych koncepcji na jego zagospodarowanie. Począwszy od funkcji
handlowo- usługowych, lokali gastronomicznych, jak również hotelu we wspomnianej już przeze mnie stylistyce Memphis czy pop art
. Osobiście najbardziej bym się jednak skłaniał do koncepcji utworzenia w Solpolu placówki kulturalno- wystawienniczej. Już kilka lat temu proponowano by wewnątrz znalazły się Galeria BWA, czy też Muzeum Współczesne bądź utworzenie Muzeum Transformacji. Myślę, że Solpol znakomicie, by się sprawdził jako oddział Muzeum Narodowego we Wrocławiu, a także jako oddział Muzeum Architektury, w którym można by było wyeksponować modele i makiety architektoniczne. Pomysłów na Solpol jest znacznie więcej, jednak brak chęci dialogu sprawia, że potencjał tej ikony jest marnowany, a funkcjonowanie jako pustostan przyczynia
się do powstawania niechlubnej opinii wśród społeczeństwa.

-Ulokowanie w Solpolu oddziału muzeum, albo różnych placówek pasujących swoim charakterem do tego miejsce to bardzo interesujące koncepcje, czas jednak pokaże jak potoczą się losy tego unikatowego obiektu. Czy masz może coś do powiedzenia dla osób, które włączyły się w obronę Solpolu? 

- Chciałbym podziękować wszystkim, którzy zaangażowali się w walkę o ten wyjątkowy obiekt.
Dopóki Solpol stoi nie poddawajmy się. Nie bójmy się odważnie o nim mówić, tak jak on odważnie
mówi o latach 90. Nie popełniajmy błędów sprzed lat, nie wstydźmy się przeszłości, bo jaka ona by nie
była, to właśnie ona ukształtowała nas takimi jakimi jesteśmy dziś. Moda przemija, a później powraca i jestem pewien, że również w kręgu architektonicznym tak będzie. Jako społeczeństwo polskie bardzo dotkliwie doświadczyliśmy zubożenia naszego dorobku kulturalno-architektonicznego na skutek zbyt pochopnych decyzji, które pozbawiły nas takich ikon jak Supersam czy Dworzec Kolejowy w Katowicach. Dziś staramy się chronić ikony postmodernizmu, jak również architekturę powojennego modernizmu.
Społeczeństwo przestaje być obojętne wobec dewastacji naszego dziedzictwa. Wierzę, że nie wszystko
jeszcze stracone. Poprzez dialog, spojrzenie z innej perspektywy być może zmienimy postrzeganie
architektury współczesnej wśród jej zagorzałych przeciwników i pozwolimy ją lepiej zrozumieć.

- Dziękuję bardzo za rozmowę, mam nadzieję że los zabytków w Polsce i na świecie ulegnie poprawie
i nadejdzie dzień, kiedy nie będziemy musieli ruszać nieba i ziemi aby ochraniać zabytków przed
bezwzględnym zniszczeniem.

piątek, 14 stycznia 2022

Ratujmy Delfiny!

      Rzeźby to nie tylko ciekawa ozdoba, to także dobry sposób by nadać przestrzeni określony charakter. Dobra rzeźba potrafi stać się symbolem, tak jak dwa delfiny bawiące się piłką, stały się symbolem jednego z najbardziej kultowych basenów w Bydgoszczy - Astorii. Budynek przed którym Delfinki stanęły był jednym z pierwszych obiektów zbudowanych w Bydgoszczy po odwilży, kiedy odwrócono się od doktryny socrealizmu i zwrócono ku modernizmowi. Astoria służyła Bydgoszczanom przez około 65 lat, w tym czasie pełniąc w pewnym okresie funkcję hali wystawienniczej, koncertowej, jednak głównym przeznaczeniem był przede wszystkim sport. Nic dziwnego że zdecydowano się przed basenem zainstalować właśnie taką rzeźbę. Delfiny jednoznacznie kojarzą się z wodą, morzem, a więc i pływaniem, natomiast ich poza z ogromną piłką tworzyło skojarzenia z zabawą i rekreacją, jaka czekała na użytkowników w różnym przedziale wiekowym na Astorii.  

 Tamtej Astorii jednak już nie ma, zniknęła z powierzchni ziemi w 2017, a na jej miejscu powstał nowy, olimpijski basen o m.in którym pisałem tutaj: Dezaprobata- Zbrodnia na Bydgoszczy dokonana?
Wraz z modernistyczną Astorią zniknął także jej symbol- Delfinki.
W przeciwieństwie do budynku, rzeźba uniknęła tragicznego losu... na razie...
Dawny symbol leży pod płotem, obrośnięty chaszczami, otoczony gruzem. Nie zabezpieczone niczym, nawet kawałkiem brezentu, Delfinki czekają. Co jest bardzo zastanawiające, nowa Astoria umiejscowiła legendarną wręcz rzeźbę w swoim nowym logo, które widnieje na fasadzie budynku. Odwołuje się to wyraźnie do sentymentu i tradycji tego miejsca. Ale to jest gorzkie, przykre że wpisano rzeźbę w nowe logo, czyniąc z niej swój symbol, gdy równocześnie oryginał leży i gnije!

 

,,Delfinki" leżące pod płotem za nową Astorią. Fot. Jan Trojan, grudzień 2021

 Ale są, to jest cenne. Póki istnieją to trzeba je ratować. Wysłałem do kierownika Astorii maila, z pytaniem o plany wobec rzeźby. Odpowiedzi jednak nie otrzymałem do tej pory, a minęło już kilka tygodni. Gdybym był optymistą to powiedziałbym, że skoro wpisali sobie Delfinki w logo, to może zachowają szacunek dla pierwowzoru, ale nim nie jestem. Trzeba działać by ten symbol nie zniknął z Bydgoszczy. Bydgoszczy w której każda rzeźba, każdy przejaw sztuki jest na wagę złota. W mieście o którego tożsamość trzeba dbać i pilnować by nie zanikła, właśnie gdzieś pod płotem w otoczeniu gruzu i chwastów. 

Dlatego ja, Jan Trojan, apeluję do wszystkich abyśmy zainteresowali się tą sprawą, nie pozwolili by po cichu zgasła kolejna karta historii miasta.

Zdjęcie archiwalne, fot. Henryk Nahorski





 

środa, 17 listopada 2021

Dawid wygrywa z goliatem

         O Pomniku Tysiąclecia Państwa Polskiego w Bydgoszczy pisałem nie raz, na platformie Instagram, na stronie Pomnika na fb, ale także na tym blogu, gdzie ukazał się artykuł o tej rzeźbie, połączony z wywiadem z jej twórcą Stanisławem Lejkowskim. Można go przeczytać tutaj Zapomniany skarb w sercu bydgoszczy- Dezaprobata. Sprawa znacząco się rozwinęła w ostatnich miesiącach, ale na ten moment możemy odetchnąć z upragnioną ulgą. 

   W listopadzie 2020, a więc już prawie rok temu, wokół Pomnika pojawiło się ogrodzenie. Przez długi czas nie wiadomo było, w jakim celu je ustawiono, ale nie wróżyło ono nic dobrego. Domyślano się iż ma ono związek z planami Miejskich Wodociągów odnośnie wykopania na skwerze zbiorników retencyjnych, ale te zdementowały taki stan rzeczy w swoim oświadczeniu https://mwik.bydgoszcz.pl/zbiornik-nie-podkopie-pomnika/ . W sierpniu bieżącego roku na stronie z przetargami pojawiło się ogłoszenie na demontaż  Pomnika wraz z postumentem. Informację tę wychwyciłem najprawdopodobniej jako pierwszy z opinii publicznej, codziennie rutynowo sprawdzam w wyszukiwarce wszystkie informacje wokoło tematu Pomnika z ostatniej doby. Do działania przystąpiłem natychmiast, na początku starałem się sprawę jak najbardziej nagłośnić i zaangażować tyle osób które byłyby w stanie pomóc sprawie, ile to było możliwe. Udało się uzyskać spory szum, po około miesiącu po naszej stronie były już stowarzyszenia, takie jak Społeczny Rzecznik Pieszych, Bydgoskie Stowarzyszenie Miłośnikow Zabytków "BUNKIER ", Ratujmy Bydgoskie Kamienice, czy lokalny oddział SARP i inne. Za ocaleniem Pomnika jednogłośnie stanęła również Rada ds. Estetyki Bydgoszczy. Jak udało się nam dociec, plan zburzenia wyjątkowego Pomnika miał jednak związek z planowaną tu inwestycją. Do wyburzenia miało dojść już niedługo, ekipa rozbiórkowa została z góry opłacona.


Sprawa wydawała się już przesądzona, media ogłosiły naszą porażkę, ale my pokładaliśmy naszą nadzieję w piśmie, które skierowaliśmy do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w październiku tego roku. Jak się okazuje- słusznie. Szanowny Konserwator rozpoczął procedurę, prowadzącą do wpisu Pomnika do rejestru zabytków, która to procedura ochrania Pomnik i uniemożliwia jego wyburzenie. Wczoraj, tj. 16 listopada odbyło się spotkanie przedstawicieli społeczeństwa, osób które chcą chronić dziedzictwo kulturowe Bydgoszczy, z bydgoskim ratuszem, na którym poinformowaliśmy p. Prezydenta, że rozpoczęto procedurę wpisu i ich działania zostają wstrzymane. Nie będę ukrywał, że dało się odczuć negatywne nastawienie władz do naszej sprawy. Władza nie chciała dyskutować nad przyszłością Pomnika ani szukać kompromisu- cały czas do przedstawienia pisma WKZ mówili o bezdyskusyjnym wyburzeniu, powołując się na tragiczny stan techniczny obiektu. Padały aluzje odnośnie brzydoty, tego że władze wstydzą się tego obiektu. Dowiedzieliśmy się że miasto na żadnym etapie nie planowało i nie planuje zadbać o ten pomnik, bo jego przedstawicielom po prostu się nie podoba, a tragiczny stan techniczny do którego doprowadziły wieloletnie zaniedbania stał się idealnym pretekstem, żeby wymazać z miasta kawałek jego historii. O estetyce Pomnika można dyskutować, brutalizm to styl awangardowy i wymagający od odbiorcy refleksji i znajomości tematu. Jednak jego pozorna brzydota bardziej jest wynikiem zaniedbań, niż projektu i wykonania tej ekspresyjnej, betonowej rzeźby. 

Różne osoby zarzucają nam, że Pomnik w wyniku tego, że nie został ukończony zgodnie z oryginalną wizją artysty, Pana Stanisława Lejkowskiego, jest niekompletny i bezwartościowy. Aż brakuje słów, aby skomentować takie opinie. Pomnik ma wartość historyczną, już sam fakt, że nie został ukończony w taki sposób jest opowieścią. Ten Pomnik w swoim kształcie jest świadectwem historii o PRL, o artyście któremu nie dano się w pełni wykazać. O tym jak władza przeinterpretowała ten projekt. Również trójnóg od początku był elementem większego projektu i został on zrealizowany, nie jest w żaden sposób ułomny, jedynie pozbawiony pierwotnych ozdobników. Ale przez te lata nabrał zupełnie nowych wartości, był świadkiem wielu zdarzeń. To właśnie ta forma, a nie żaden inny projekt stoi w tym miejscu, to właśnie on inspiruje artystów, społeczników, filmowców. To pod tą rzeźbą przechodzą codziennie spacerowicze, którzy w znacznej większości cenią sobie Trójnóg i na wieść o zburzeniu smutnieją. 

Trzymam kciuki za wpis do rejestru zabytków i dziękuję wszystkim osobom, które wspierały naszą inicjatywę, choćby dobrymi słowami czy wysyłaniem zdjęć Pomnika i monitorowaniem czy na miejscu nie pojawiła się ekipa rozbiórkowa. #Trójnóg ma zostać!
 

 

wtorek, 29 czerwca 2021

Postmodernizm absolutny- wrocławski Solpol

     Z tematyki bloga generalnie można zauważyć, że nie przepadam za postmodernizmem, mówiąc delikatnie. Po latach dominacji stylu, który za cel wziął sobie przede wszystkim funkcjonalność, ekspresję konstrukcji, prostotę i wyrafinowany minimalizm, czyli dla niewtajemniczonych- modernizmu, nadszedł czas opozycji do tych idei. Praktycznie całe pokolenie uważało, że należy stworzyć nowy, lepszy świat. Pozbawiony wad przeszłości. Jego twarzą miały być białe domy pełne światła, proste i pobudzające wyobraźnię kształtem, nie zaś monumentalnymi detalami, których rodowód sięgał jeszcze starożytnej Grecji. Tymczasem najpierw na zachodzie, a później także i w Polsce, coraz więcej twórców zaczęło krytykować założenia karty ateńskiej (oraz generalnie całego modernizmu) i coraz śmielej eksperymentowano z ornamentyką i przeskalowanymi rozwiązaniami z przeszłości, zdobiącymi współczesne budownictwo. W latach 70-tych narodził się postmodernizm. Szybko zdominował miasta na zachód od ,,Żelaznej Kurtyny". Po transformacji ustrojowej nowy styl w Polsce zadomowił się ze zdwojoną siłą. Idea, według której budować należy odrzucając wszelkie normy, oraz estetykę wypracowaną przez ostatnie kilkadziesiąt lat, idealnie wpasowała się w postkomunistyczne tendencje walki z jakąkolwiek szablonowością, planowaniem, spójnością czy spółdzielczością. PRL była państwem w którym władza kontrolowała wszystkie aspekty. Zwłaszcza urbanistyka i architektura była ze sobą bardzo spójna, wszystko projektowane było według ścisłych ustaleń i planów. Budowano od podstaw ogromne, modernistyczne dzielnice na tysiące mieszkań. Wszystko było kontrolowane i miało współgrać z aktualną polityką. Po upadku PRL jakiekolwiek planowanie i spójność w budownictwie były kojarzone z poprzednim ustrojem i potępiane. Budynki miały być jak najbardziej krzykliwe. Każdy chciał pokazać swoją indywidualność, nie licząc się z sąsiadem. Publiczne znaczy złe, prywatne znaczy dobre. Taka logika stworzyła idealny grunt pod pseudohistoryczne, kiczowate domy. Jeśli w PRL budowano dachy płaskie, teraz należało wciskać spadziste połacie gdzie tylko się da. Wszelkiego rodzaju wieżyczki, kolumienki i drewniane wstawki były odreagowaniem na ,,straszną, socjalistyczną prostotę". Wielkie inwestycje mieszkaniowe czasów Gierka, a więc Wielka Płyta zdążyła zszarzeć, dlatego nowe budownictwo miało z tą komunistyczną szarością kontrastować. Jakiekolwiek stonowane barwy nie wchodziły w rachubę, ma być krzykliwie, ma rzucać się w oczy. Tak mniej więcej można podsumować architekturę lat 90-tych i wczesnych 2000 w Polsce. 

 


    Jej najsłynniejszym dzieckiem jest Wrocławski Solpol. Budynek który stał się symbolem postmodernizmu. Dzieło Wojciecha Jarząbka jest tak bardzo awangardowe, że przez lata krążyła anegdota, że kolory budynku wybierała sprzątaczka, w czasie kiedy architekci posnęli z wyczerpania po wielu godzinach intensywnego projektowania. Solpol jest w zasadzie całkowitym przeciwieństwem architektury PRL, kwintesencją dzikiego, polskiego kapitalizmu lat 90-tych. Całkowicie ignoruje otoczenie w jakim powstał. Sąsiaduje bezpośrednio z późnogotyckim kościołem pw. św. Stanisława, św. Doroty i św. Wacława, oraz wieloma historycznymi kamienicami. Mimo to, kolory fasady są niespójne. Detale na nim są kiczowate, bardzo specyficzne i ekspresyjne. Zestawienia płaszczyzn i rozłożenie brył może z pozoru mają nawiązywać do czegoś historycznego, ale nie za bardzo wiadomo, do czego. Możliwe że te szpiczaste ozdobniki mają nawiązywać dialog z gotykiem. Tak samo jak wieżyczka. Ale przez formę jaką to wszystko przybrało, nie da się powiedzieć, żeby wyszło to jakoś dobrze. A mimo to, jest w tym budynku coś wyjątkowego. Przez lata kolory delikatnie przyblakły, więc nie kłują w oczy tak mocno jak kiedyś. Solpol jest niezaprzeczalnie jednym z najlepszych obiektów polskiego postmodernizmu, który w tym kraju nie zaowocował wieloma tak charakterystycznymi domami. Jako świadek epoki w której powstał- lat 90-tych- powinien być zachowany. Materiał ten powstał w cieniu pogłosek o zamiarach wyburzenia Solpolu przez jego właściciela, a do urzędu miasta wpłynął wniosek o pozwolenie na rozbiórkę. Dlatego na samym dole tego skromnego wpisu, pozostawię link do petycji, która ma na celu ocalenie tego zabytku sztuki współczesnej. Solpol powinien być ocalony, choćby po to aby przyszli architekci widzieli, w jaki sposób nie projektować.

link do petycji

wtorek, 28 lipca 2020

ZBRODNIA NA BYDGOSZCZY dokonana?

     27 lipca 1851 do Bydgoszczy przyjechał pierwszy pociąg. Zgodnie z ówczesnymi zasadami, stacja kolejowa była znacząco oddalona od miasta, co miało umożliwić w przyszłości swobodny rozwój niezbędnej infrastruktury. Druga połowa XIX wieku upłynęła więc na gwałtownej urbanizacji miasta, które rozrastało się zwłaszcza na północ, w kierunku dworca. Okolice dworca Bydgoszcz Główna były już wówczas bardzo atrakcyjną okolicą, o czym świadczy fakt, że uruchomiona w 1888 roku pierwsza linia tramwajowa była skierowana właśnie pod dworzec. Przestrzeń ta stanowiła wizytówkę miasta, to z okolicami gmachu dworcowego podróżni stykali się jako pierwszymi, a jak mawiają niektórzy, pierwsze wrażenie jest bardzo ważne. M.in. dlatego na przełomie lat 60-tych i 70-tych właśnie ten kawałek Bydgoszczy doczekał się największego zagęszczenia nowoczesnej architektury, zaraz obok ulicy Jagiellońskiej. Od lat 80-tych jednak ten rejon miasta podupadał, a kolej przestała być priorytetowym środkiem lokomocji, a w 1990 roku zawieszono ruch liniowy tramwajów ulicą Dworcową. Stosunkowo niedawno te okolice doczekały się uwagi, w 2012 pod dworzec wróciły tramwaje. W 2015 otwarto nowy dworzec, o którym pisałem w tym artykule: https://dezaprobata.blogspot.com/2018/11/bydgoszcz-gowna.html. Od tego czasu na dworcowej zaczęło się coś dziać. A w przypadku każdej zmiany zawsze powstaje pytanie- czy jest to zmiana na lepsze?

piątek, 1 maja 2020

Rywal mógłby być naszym przyjacielem

    Ulica Gdańska w Bydgoszczy w okresie PRL nosiła nazwę Alei 1-go maja. Z racji iż według dawnego nazewnictwa byłoby dziś jej święto, postanowiłem poświęcić nieco uwagi budynkowi, który w dawnych czasach stanowił tło pochodów, był najnowocześniejszym obiektem usługowym w mieście i wpisywał się w trend modernizacji miasta na początku lat 70-tych, a po kilkudziesięciu latach zaniedbań i karygodnych modernizacji zmienił się w karykaturę samego siebie.



   Gdańska, obok ulic takich jak Jagiellońska, czy Dworcowa, może być traktowana jako wizytówka Bydgoszczy. Znajduje się w sercu historycznej zabudowy miasta i od kilkuset lat ma reprezentacyjny charakter. Od XIX wieku moda w architekturze wielokrotnie się zmieniała, a właściciele przylegających do ulicy działek prześcigali się we wznoszeniu okazałych budowli, zgodnych z duchem epoki w której powstawały. Z biegiem lat do głosu dochodziły kolejne, nowe style w architekturze i urbanistyce. U progu dwudziestego wieku wykształciła się secesja, a niedługo później modernizm, który rozwijał się i utrzymywał przez następne dekady. W 1972 roku w Bydgoszczy odbywały się Centralne Dożynki, o czym pisałem tutaj, przy okazji opisywania historii Hotelu Brda. W latach 70-tych impreza ta była organizowana z dużym rozmachem, każdego roku w innym mieście. Trud organizacji takiego wydarzenia, wynagradzały dotacje dla miast-gospodarzy z przeznaczeniem na ich rozwój.  Bydgoszcz już na rok przed omawianym wydarzeniem rozpoczęła przygotowania: zmodernizowano Stadion Zawiszy, wyremontowano nawierzchnię ówczesnej Alei 1 maja (czyli właśnie obecną Gdańską) i odmalowano przylegające do niej kamienice, a także przyspieszono budowę najnowocześniejszego hotelu w mieście - Brdę. W tym samym roku rozpoczęła się realizacja kompleksu handlowo-usługowego przy skrzyżowaniu ulic Gdańskiej i Śniadeckich. Powstał Dom Handlowy - Rywal, oraz biurowiec aktualnie należący do Bydgoskiej Spółdzielni Spożywców.

,,Rywal" w czasach swej największej świetności. Zdjęcie pochodzi ze strony Fotopolska.eu
   Omawiany dzisiaj zespół budynków mógłby posłużyć za bardzo wyraźny przykład późnego modernizmu. Zestawiono tutaj poziomą bryłę ,,Rywala" z pionowym, białym monolitem biurowca. Było to bardzo charakterystyczne posunięcie w ówczesnej urbanistyce, które w Polsce mogliśmy spotkać chociażby w Warszawie w postaci Ściany Wschodniej - Rotundy i wieżowca Universalu mającego stanowić odpowiednie tło dla jej ekspresyjnej bryły, czy w Katowicach na przykładzie słynnego Spodka i wieżowca DOKP będącego przeciwwagą wizualną dla wyjątkowej Hali. Z przywołanych przykładów niestety nie istnieje już jednak ani Universal, ani DOKP. Oczywiście taki kontrast stosowano na szeroką skalę i nawet w Bydgoszczy można zaobserwować go chociażby na ulicy Dworcowej (wieżowiec Eltry i pawilon handlowy po drugiej stronie ulicy), czy przy Rondzie Jagiellonów (wysoki Bank Pocztowy i niski Pałac Młodzieży). Tego typu zagranie miało pozytywnie wpływać na odbiór brył, których pełnię walorów można było odczytać właśnie przy wykreowanym kontekście. Elewacja Rywala była również kontrastowa sama w sobie - zestawiono szary tynk z białym, oraz kondygnacje z przyczyn funkcjonalnych pozbawione okien, z przeszklonym parterem, który nadawał budynkowi lekkości. Charakterystycznym detalem stanowiącym urozmaicenie pudełkowatej struktury był wykusz, ze znajdującym się na nim neonem z nazwą ,,Rywal". W podobnej stylistyce utrzymano akcent wysokościowy - biurowiec, który utrzymano w modernistycznej bieli, z dużą ilością przeszkleń. Ogromną rolę odgrywało otoczenie sklepu, które wykreowano jako miejski skwerek, z fontanną która w letnie dni była miejscem w którym prawie każde bydgoskie dziecko brodziło chociaż raz. ,,Rywal" obok ,,Jedynaka" był jednym z najlepiej zaopatrzonych sklepów w mieście. Po transformacji ustrojowej na parterze pawilonu urządzono również pierwszą w Bydgoszczy restaurację KFC, konkurującą z McDonaldem ulokowanym na parterze pobliskiej kamienicy o adresie Plac Wolności 1.
   Lata mijały, na początku nowego tysiąclecia większość budynków przy ulicy Gdańskiej wymagało remontu po wieloletnich zaniedbaniach. O ile eklektyczne kamienice wróciły do łask i na przestrzeni ostatnich 20 lat zostały sukcesywnie przywracane do stanu pierwotnego, to modernizm w trakcie ,,przemiany pokoleń" stał się niemodny i ,,źle urodzony". Rywala i biurowiec przerobiono więc na postmodernistyczną modłę w 2002 roku. Ascetyczna bryła stała się kiczowata najbardziej jak to tylko możliwe. Zlikwidowano wszelkie neony i ozdobne napisy, fasadę obłożono różnokolorowymi panelami, dobudowano karykaturalną wieżyczkę i wiele innych detali, które przywodzą na myśl wrocławski Solpol, tylko że taki niskobudżetowy. Zdegradowano zupełnie przestrzeń wokół, zlikwidowano fontannę urządzając miejsce dla prowizorycznych parkingów i sklepików.

Zestawienie porównujące wygląd budynku kiedyś, oraz współcześnie, pochodzące z artykułu Gazety Wyborczej Bydgoszcz wczoraj i dziś

   Modernizacja modernizmu to zadanie niesamowicie trudne, tak samo jak cała architektura tego stylu, którą można docenić przy uwzględnieniu wielu czynników, takich jak otoczenie, kontekst historyczny i plastyczny dzieła. Z pozoru bezstylowe pudełka, okazują się wyglądać najkorzystniej w takim stanie, w jakim zostały zaprojektowane. Nie chcę mówić, że ,,Rywal" jest dziełem wybitnym, ale jednak jest już trwale wpisany w tkankę miasta i nie powinien jej oszpecać. To, co na początku lat dwutysięcznych zrobiono z w miarę neutralnym obiektem woła o pomstę do nieba. Kicz krzyczy na wszystkie strony, krzykliwe barwy i źle dobrane materiały obrzydzają całe otoczenie, a reklamy i nowe dobudówki czynią to miejsce gustowne niczym prowizoryczna buda na bazarze. Rozwiązanie tego problemu jest w zasadzie jedno, poddać ,,Rywala" i biurowiec BSS modernizacji wstecznej. W Bydgoszczy już są bardzo dobre przykłady takiego działania, w postaci wzorcowej modernizacji Pałacu Młodzieży, czy wieżowca Eltry przy Dworcowej. Tam wrócono do korzeni, przywrócono modernistyczną biel i podkreślono walory brył. Tutaj również byłoby to bardzo korzystne rozwiązanie, przy skali jaką posiada ,,Rywal" bardzo ciężko byłoby jakkolwiek sensownie dostosować formę budynku do nowoczesnych wzorców, a pozbycie się wszystkich naleciałości XXI wieku, przywrócenie ascetycznej i eleganckiej kolorystyki, neonów i przede wszystkim kultowej fontanny pozwoliłoby naprawić tą część miasta bez drastycznych posunięć.

   Wiele osób może się oburzyć, że przecież nie warto dbać o takie ,,PRL-owskie wtręty". Modernizm nie jest stylem socjalistycznym, a międzynarodowym. Na całym świecie, w szczególności na zachodzie Europy coraz więcej osób docenia tą estetykę, na równi a może nawet i bardziej od eklektycznych i secesyjnych kamienic. Już jakiś czas temu udostępniłem na międzynarodowym forum architektonicznym artykuł Gazety Wyborczej, z znajdującym się powyżej porównaniem stanu ,,Rywala" kiedyś i dziś. Ludzie byli bardzo zniesmaczeni, w komentarzach znalazły się opinie typu ,,Such a shame! Maybe one day it will be restored", czy ,,It wasn't a beautiful building to start with, but they were still able to take it into a whole new level of horrible". To tylko kilka przykładów, opinia była jednak jednogłośna. Przywrócony do oryginału Rywal może nie przyciągałby do siebie turystów, ale jednak by ich nie odstraszał. Nie mówię tu od razu o remoncie 1 do 1 cofającym wskazówki zegara, a o dostosowaniu pierwotnego obiektu do współczesnych realiów, z zachowaniem pierwotnego charakteru i przemyślanej interpretacji modernistycznej estetyki.







czwartek, 26 marca 2020

Szkieletowiec - jak pięść do nosa

Zakończyła się budowa bloku Awiator. Dziesięciopiętrowy budynek jest przedstawiany opinii publicznej jako niezwykle luksusowa, prestiżowa przestrzeń. Może i faktycznie, wnętrza wyłożone marmurami, podziemny parking i duża ilość wind sprawiają, że mieszkańcy apartamentów mogą pławić się w dobrobycie. Gorzej z mieszkańcami Bydgoszczy, a w szczególności Bartodziejów, na terenie których wzniesiono blok. ,,Szkieletowiec", jak nazywają go internauci, pozostanie symbolem naszej epoki, epoki chaosu i degradacji przestrzeni miasta, na rzecz zarabiania pieniędzy przez korporacje.



    Bartodzieje to jedna z czołowych inwestycji mieszkaniowych Bydgoszczy w czasach PRL. Osiedle zrealizowano zgodnie z aktualnymi wówczas na świecie trendami w architekturze i urbanistyce. Z łatwością można patrząc na dawną zabudowę Bartodziejów, odszukać nawiązania do tez modernistów, którzy jeszcze przed wojną tworzyli koncepcje miast przyjaznych dla ludzi, w których każdy ma dostęp do światła i zieleni. Budynki miały być projektowane niczym ,,transatlantyki na morzu zieleni", co było odtrutką na zastane przez modernistów warunki, w których w gęsto zabudowanych kwartałach, w oficynach kamienic, których okna wychodziły jedynie na małe podwórka- studnie, co pozbawiało mieszkańców dostępu do światła dziennego, ludzie gnieździli się po kilka osób w jednej izbie. Na osiedle modernistyczne zatem nie należy patrzeć z perspektywy pojedynczego bloku, który sam w sobie oczywiście nie jest dziełem sztuki. To ,,maszyna do mieszkania", która w zamyśle ma zapewniać jak najwięcej komfortowych mieszkań. Kluczem do docenienia modernistycznych idei jest spostrzeżeni osiedla jako spójnej koncepcji, w której każdy blok ma swoje miejsce, a mały metraż mieszkań jest nadrabiany dużą ilością usług znajdującą się wokół. Mieszkańcy mają dobry dostęp do szkół, komunikacji publicznej, zieleni parkowej. Budynki zbudowane w znacznej większości w systemie szczecińskim, są do siebie równoległe i są od siebie oddalone na tyle, aby nie ograniczały sobie wzajemnie dostępu do światła dziennego, oraz nie utrudniały cyrkulacji powietrza, jakże niezbędnej w zmotoryzowanym mieście. 

Pierwotna, modernistyczna zabudowa

Wspomniane wyżej zalety sprawiają, że deweloperzy chcący zarobić ogromne pieniądze, korzystają z zastanych warunków. Czasy przemyślanej urbanistyki, w której każdy budynek, każda ulica i każda ścieżka miała swoje miejsce już minęła, a nadeszła era budowania wyłącznie pod dyktando warunków rynkowych. Jeśli jest miejsce, na którym można zbudować ,,apartamentowiec" i dużo na nim zarobić, to dlaczego tego nie zrobić? To nic, że zaburzy kompozycję osiedla, będzie wizualnie kłócić się z całą resztą zastanej okolicy, oraz niwelować zupełnie efekt ,,miasta parku" z luźno rozrzuconą zabudową, na rzecz zabudowy obrzeżnej, w której trzeba szczelnie obudować każdy wolny kawałek ziemi. 
,,Jak kwiatek do kożucha", czy ,,jak pięść do nosa", to tylko nieliczne z komentarzy, jakie pozostawiają bezradni mieszkańcy okolicy nowopowstałego Awiatora. Są całkowicie bezradni wobec zmian, jakie zabijają ich osiedle. Nowy wieżowiec jest prostopadły do zastanych tu klatkowców, tworzy w połowie zamknięte wnętrze urbanistyczne. Przeciwstawia się zupełnie charakterowi dzielnicy i jest mocnym akcentem, dominującym nad okolicą, mimo to iż zapewniano że został zaprojektowany tak by jej nie przytłaczał. Sytuacji nie poprawia czarna, mocno kontrastowa elewacja, która wśród internautów zapewniła budynkowi miano ,,szkieletowca". Jak słusznie zauważono, gdyby blok nie ingerował tak brutalnie w przestrzeń osiedla byłby nawet wartościową, estetyczną realizacją. Ale popełniono tutaj jeden z popularniejszych błędów polskiej urbanistyki - zignorowano otoczenie i zastany kontekst. 

Budynek w trakcie budowy, stan na maj 2019