sobota, 13 kwietnia 2019

Dopełnienie warszawskiej moderny

  W Warszawie o wiele trudniej niż w innych miastach jest wyczerpać listę ciekawych obiektów pozostawionych po minionych epokach. Oprócz tak oczywistych jak choćby Pałac Kultury i Nauki, mamy możliwość odkryć coś naprawdę ciekawego, o ile wiemy czego szukać. Temat architektury warszawskiej pozostawionej po latach PRL-u nie jest na Dezaprobacie jeszcze zamknięty, dzisiaj jednak następuje rozwinięcie i dopełnienie tego zagadnienia.

Budynek mieszkalny przy ulicy Koziej 9
  Wpierw chciałbym zrecenzować wyjątkowy blok kryjący się pod adresem Kozia 9. Dla osób które od pewnego czasu interesują się powojenną architekturą ten obiekt jest pewnie znany, opisywał go m.in. Filip Springer w swojej książce ,,Księga Zachwytów". Jestem przekonany jednak że wiele osób styka się z faktem jego istnienia tutaj po raz pierwszy, dlatego oczywiście przedstawię go zanim przejdę do własnych refleksji na jego temat.
  Przedzierając się między kamienicami wznoszącymi się przy ulicy Moliera w Warszawie wgłąb ich podwórza, ukazuje się nam niezwykły widok. Przed naszymi oczyma piętrzy się ściana w odcieniu piaskowca, zdobiona rytmem niskich okienek i tektoniką fasady. To pierwsze oblicze budynku, który patrząc pod tym kątem wygląda jakby światło do mieszkań wpadało tylko przez te niewielkie otwory. Wystarczy jednak zrobić kilka kroków w prawo, spojrzeć na blok z innej perspektywy i widzimy zupełnie inny gmach, którego fasada w o wiele większym stopniu zdominowana jest przez okna. Prosty zabieg rozbicia budynku na regularne segmenty, zabawa tektoniką okien i światłocieniem sprawiły, że z całkowitego braku ornamentu i modernistycznej prostoty powstał budynek będący ozdobą sam w sobie. Oczywiście cały gmach nie może składać się tylko z jednej ściany. Finezja architektów nie zawodzi również i z drugiej strony, która prezentuje się całkowicie inaczej. Naprzemienne wykusze i rozległe balkony sprawiają że zmysł wzroku wariuje, bo raz wydaje się nam że budynek rozsuwa swoje piętra wraz ze wzrastającą wysokością, ale jak zastanowić się nad tym to ten sam widok daje wrażenie zupełnie odwrotne. Całości dzieła dopełnia kontekst w jakim znajduje się ten zacny apartamentowiec. Ze wszystkich stron jest otoczony kamienicami starego miasta, znajduje się przecież w bardzo prestiżowej lokalizacji. Z ruchliwych ulic Warszawy widać jedynie niepozorny szczyt budynku, zlewający się jednak z dachami innych domów. Dopiero gdy meandrując między zabudową odnajdziemy go, odkryjemy inny świat. Nie czuć tu zupełnie gwarnej atmosfery której doświadczymy przecież jeszcze kilkadziesiąt metrów dalej. Teren u podnóża budynku przy Koziej 9 przypomina park, jest tutaj cicho i zielono.
Łatwo kierować w kierunku takiego gmachu same ciepłe słowa kiedy jest się takim zwolennikiem powojennego modernizmu jak ja. Jednak podczas odkrywania tego budynku był ze mną człowiek, który reprezentuje przeciwstawne stanowisko do mojego, a mimo to również i na przeciwniku modernizmu blok ten zrobił bardzo pozytywne wrażenie, co jednoznacznie pokazuje że jest to dzieło naprawdę ponadczasowe.

Fasada od strony zabudowań ul. Moliera

Druga strona budynku
  Dla zwolenników takiej modernistycznej estetyki trzeba przedstawić również plombę w zabudowie kamienicznej, od wielu lat zajmującą działkę o adresie Karowa 18. Tutaj również największym zabiegiem plastycznym jest nietuzinkowa tektonika fasady, jej symetryczne wykusze i balkony. Przez lokalizację jest ona o wiele bardziej dostępna i przez to szerzej znana. Robotę robi tutaj ta niezwykła dynamika, ekspresja i zmienność fasady zależna od pory dnia. To że patrząc z różnych stron widzimy ten budynek za każdym razem inaczej, a całość w zasadzie jest geometrycznie prosta i wręcz minimalistyczna. Na wygląd budynku składają się właściwie tylko ściany i okna, a wszystkie krzywizny fasady, to kąty proste. Karowa 18 to kolejny dowód na to, że kierując się zasadami ,,mniej znaczy więcej" i ,,ornament to zbrodnia" można tworzyć indywidualne i piękne konstrukcje.

Karowa 18A

  Dla równowagi trzeba wnieść do tego artykułu trochę bardziej klasycznej estetyki, dlatego idealnym na tę okazję zdaje się być socrealistyczny gmach Ministerstwa Rolnictwa. Pierwsza połowa lat pięćdziesiątych w polskiej architekturze upłynęła pod znakiem majestatycznych gmachów wzorujących się na klasycyzmie. Obok Pałacu Kultury jako wyjątkowo wyraźny symbol architektury socrealistycznej plasuje się budynek promieniujący wręcz elegancją i monumentalnością. Wśród skrzydeł użytkowych widać charakterystyczny trójpodział na część cokołową, główną i attykę. Zdobienia budynku w znacznej części mają jednak charakter geometryczny, jest to więc delikatnie modernizujący neoklasycyzm. Wrażenie to jest jednak tylko lokalne, bo najbardziej charakterystyczną częścią, stanowiącą cechę rozpoznawczą tego budynku jest podwójna kolumnada. Ogromna, lśniąca bielą kolumnada nie mająca żadnej funkcji poza estetyczną. To ona właśnie sprawia, że siedzibę Ministerstwa Rolnictwa możemy właściwie nazwać architektonicznym spadkobiercą nie istniejącego już Pałacu Saskiego. Różnica między nimi polega na pierwszy rzut oka na gabarytach - Ministerstwo jest wyższe i wszystkie jego detale są o wiele masywniejsze niż w przypadku bardziej delikatnego w wyrazie Pałacu.

Kolumnada gmachu Ministerstwa Rolnictwa
  Już na sam koniec wrócę jeszcze do modernizmu, a konkretnie do Osiedla za Żelazną Bramą. Choć kompleks stracił już swoje pierwotne cechy (został znacząco dogęszczony), to dalej ku niebu wznoszą się szesnastokondygnacyjne mrówkowce o brutalistycznej fasadzie, stanowiące trzon całej realizacji. W pierwotnych zamierzeniach osiedle to miało spełniać wszelkie założenia Corbusierowskiej idei ,,maszyny do mieszkania". W blokach miały znajdować się żłobki, kawiarnie, restauracje. Na ich dachach projektanci planowali urządzić przestrzeń wypoczynkową dla mieszkańców. Handel i usługi miały być rozdzielone i odbywać się miały w przeszklonych pawilonach rozrzuconych rzeźbiarsko pomiędzy zielenią nowego osiedla. Bloki miały być zróżnicowane na 5 i 16 kondygnacyjne, oraz rozmieszczone tak aby każdy miał dostęp do światła. Plany zostały jednak zweryfikowane przez trudną rzeczywistość kryzysu gospodarczego i olbrzymi głód mieszkaniowy panujący nie tylko w stolicy, ale i całej Polsce. Skończyło się na jednolitych blokach o wysokościach 10 i 16 pięter, których wzniesiono znacznie więcej niż planowano wcześniej. Zrezygnowano także z większości udogodnień jakie miały oferować mieszkańcom - nie zrealizowano żłobków, kawiarni, ogrodów na dachach i wielu pawilonów usługowych. Skupiono się na mieszkaniach, w jak największej ilości. Co do samych bloków to ich wygląd jest przytłaczający i charakterystyczny. Mocno zaakcentowane są podziały poziome, uzyskane za pomocą większych i niższych okien, których rytm ciągnie się nieprzerwanie przez cały budynek i na każdej kondygnacji wygląda tak samo. Monotonię jednolitej, prostopadłościennej bryły przerywa pionowy pas pozbawiony okien, znajdujący się w 2/3 szerokości gmachu. Poddając wygląd bloków refleksji można dostrzec pierwotne idee przyświecające projektantom, które miały sprawić aby budynek był jak transatlantyk płynący przez morze zieleni. I to faktycznie widać, mimo iż na pierwszy rzut oka każdy z nich to masywna, betonowa bryła usadowiona w środku miasta.


Blok Osiedla za Żelazną Bramą

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz