sobota, 22 marca 2025

Czego powinien nas nauczyć sukces Cepelii?

    W ostatnim kwartale 2024 roku miało miejsce otwarcie budynku niezwykłego, eleganckiego, takiego który może śmiało walczyć o miano warszawskiej ikony. Mowa oczywiście o odrodzonym pawilonie Cepelii, nie o MSN-ie. Cepelka w przeciwieństwie do kontrowersyjnego gmachu Muzeum Sztuki Nowoczesnej, jest ultrapozytywną bohaterką. Oczekiwanym przez nas od dekad renesansem socmodernizmu. Ale po kolei.

Pawilon Cepelii po remoncie, styczeń 2025. Fot. Jan Trojan.

    Cepelia to upiększony skrót od Centrala Przemysłu Ludowego i Artystycznego, instytucji powstałej w 1949 roku, mającej sprawować nadzór nad twórczością ludową. Organizacja miała kształtować gusta Polaków oraz promować kraj za granicą. W 1958 roku otwarto salon Cepelii w Belgii, a w 1960- w Nowym Jorku przy Piątej Alei1. Placówki były bardzo eleganckie, podobnie jak ich asortyment. Miały stanowić reklamę Polski na świecie i przynosić do kraju cenne waluty zagraniczne. 

    Również w ojczyźnie sklepy Cepelii musiały być miejscami estetycznymi, eksponującymi towary będące przecież dziełami sztuki. Zagraniczni turyści zwiedzający polskie miasta mieli kupować w nich pamiątki z Polski, w postaci charakterystycznych dla kultury ludowej kolorowych przedmiotów- obrusików, kogucików, wikliny etc. Dlatego nie powinno nas dziwić, iż jeden z flagowych pawilonów Cepelii, był właśnie- pawilonem. Wolnostojącym, przeszklonym budynkiem do którego przez gigantyczne okna wpadało mnóstwo naturalnego światła, a w nocy emanować światłem na zewnątrz.

Pocztówka z czasów młodości pawilonu. Fotograf nn. Ze zbiorów polska-org.pl.
    
    Pawilon Cepelii w Warszawie otwarto w 1966 roku. Zaprojektował go Zygmunt Stępiński2, członek Biura Odbudowy Stolicy, nadzorujący m.in. odbudowę ulicy Nowy Świat3, a także będący współprojektantem Trasy W-Z4 oraz Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej5. Choć wiele osób nazwisko owego architekta kojarzy właśnie z wymienionymi przed chwilą sztandarowymi realizacjami realizmu socjalistycznego, to Zygmunt Stępiński był wykształconym przed wojną modernistą, który także po wojnie, a bardziej ściśle- po odwilży6- stworzył budynki które wpisały się w panoramę Warszawy, z którą na zawsze związał się twórca. 
    
    Do tej grupy zalicza się właśnie pawilon Cepelii, który jak przystało na późnomodernistyczny obiekt, jest częścią większej całości. Stępiński w swoich projektach starał się tworzyć budynki dopasowane do miejsca w którym miały się znaleźć7. Dlatego nieodłącznym elementem pawilonu są sąsiednie budynki- Hotelu Metropol (od strony zachodniej) oraz Przedsiębiorstwa Państwowego Obsługa Ratalnej Sprzedaży7 (od strony południowej)- stanowiące wertykalne tło dla horyzontalnego pawilonu.
Cepelia przed remontem w kontekście otaczających ją budynków. Źródło: Google Earth.

    Cepelia świetnie wpisywała się w zjawisko, występujące w polskiej architekturze szczególnie silnie w latach 60. XX wieku. Był to okres który upłynął pod znakiem modernistycznych pawilonów8, eksperymentów konstrukcyjnych i eterycznych, przeszklonych brył. Cepelia na tle innych pawilonów handlowych Warszawy prezentowała się dobrze, jednak miała bardzo silną konkurencję- przy placu Unii Lubelskiej stał przecież legendarny Supersam, którego dach rozwieszony na linach był wybitnym osiągnięciem inżynieryjnym9. W innym rejonie centrum wznosił się pawilon Emilia, a przy alejach Jerozolimskich- znajdował się pawilon Chemii. Wymienieni ,,konkurenci" w ciągu ostatnich 20 lat wszyscy jednak ulegli presji dzikiego kapitalizmu i musieli ustąpić miejsca bardziej zyskownym budynkom. Spośród warszawskich pawilonów przetrwały oczywiście dzieła Arseniusza Romanowicza, w postaci eleganckich brył geometrycznych przyjmujących kształty zdwojonych konoid, czy też paraboloid hiperbolicznych10

    Ale jaka była sama Cepelia? Elegancka. Od początku był to pawilon który mimo swojej prostoty, potrafił zachwycić swoim detalem i rozwiązaniami, takimi jak zbiegające się w 2/3 bryły skosy płaskiego przecież dachu, przeszklenie prawie całej powierzchni elewacji, błyszcząca blacha pokrywająca jego ściany, cofnięty parter podkreślający bryłę piętra które dzięki wspomnianym skosom górnej linii wydaje się być bardzo dynamiczne. Całości dopełniały neony- nazwa Cepelia pisana jakby odręcznie, co miało podkreślać ludowy charakter centrali, no i kogucik- symbol folkloru. W Cepelii odnajdujemy także materialny podpis architekta:
"Charakterystyczne dla budynków Stępińskiego było łączenie materiałów szlachetnych ze współczesnymi technologiami, a także współpraca z artystami plastykami przy wyposażaniu wnętrz m.in. dekoracjach rzeźbiarskich i malarskich (mozaiki, malarstwo ścienne)."7
    Świadczą o tym przede wszystkim mozaiki autorstwa Z. Stępińskiego i A. Milewskiego11, utrzymane w odcieniach błękitu i turkusu, z których każda jest inna i posiada swój własny, zgeometryzowany wzór. 

Ceramiczna mozaika i ozdobne lampy przy wejściu od strony Centrum. Fot. Jan Trojan.
 
    Można odnieść wrażenie, że między otwarciem tego pawilonu a stanem obecnym była zachowana pewna ciągłość. Jest to jednak nieprawda. Bez cienia przesady da się stwierdzić, iż Cepelia jeszcze kilka lat temu była karykaturą budynku, całkowitym wypaczeniem każdej zawartej w niej myśli architekta. Obraz tego pawilonu w XXI wieku można określić w dwóch słowach: wieszak reklamowy. Przypisem do tej tezy niech będzie fakt, że najsilniejszym akcentem tej bryły jeszcze do niedawna był gigantyczny, umocowany na skos telebim reklamowy. Wstęgowe okna zwężone zawczasu, oraz pomarańczowa elewacja również były permanentnie przykryte reklamami. W tym momencie chyba nikt z czytelniczek i czytelników nie łudził się, że na elewacji pozostały neony. W czasie kiedy w głośny sposób dołączały do Brutala z Katowic kolejne pawilony, większość osób raczej czuła że los tego, przecież nie tak wybitnego jak Supersam, obiektu spotka to samo. 

    I zapewne tak by było. Gdyby nie ratowniczy wpis do rejestru zabytków12. Tylko to mogło uratować zdegradowany pawilon przed zrównaniem z poziomem chodnika, lub bardzo drastyczną przebudową12 na lokal McDonald's. Ogłoszony w piątek 8 lutego 2019 wpis ostatecznie uniemożliwił urzeczywistnienie takiego scenariusza. Przerobienie pawilonu handlowego, który w swojej formule przypominał bardziej obiekt wystawienniczy, galerię sztuki, na lokal gastronomiczny (co wymagałoby ogromnych ingerencji w jego architekturę i zatracenie jego charakteru) była nie do zaakceptowania przez Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, prof. Jakuba Lewickiego13. Konserwator argumentował to w taki sposób:
 
"[Cepelia-przyp.red.] Stanowi ważny komponent dziedzictwa późnego modernizmu i zarazem istotny element tożsamości i historii powojennej Warszawy jako główny i najnowocześniejszy salon handlowo-wystawienniczy Centrali Przemysłu Ludowego i Artystycznego"14

    Ten wpis, podobnie jak inne tego typu precedensy ratujące modernistyczną architekturę, takie jak objęcie ochroną konserwatorską Dworca Centralnego w Warszawie, Dworca Głównego w Grudziądzu, czy Pomnika Tysiąclecia Państwa Polskiego w Bydgoszczy oczywiście spotkał się z krytyką części społeczeństwa, gardzącą architekturą zbyt starą by być nowoczesną i zbyt nową by być historyczną (w mniemaniu Znafcuw oczywiście). Nawet właściciel odwołał się, zgodnie z przysługującym mu prawem, od decyzji WKZ do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, jednak wpis został przez nie podtrzymany12 i uprawomocnił się. 

     31 stycznia 2024 wyczekiwany remont w końcu się rozpoczął15. Remont oczywiście w etyce konserwatorskiej, chociaż patrząc na to w jak złym stanie był pawilon, możemy mówić wręcz o odbudowie. Cofnięto czas o 60 lat. Zdarto z Cepelii traumę, jaką niewątpliwie była dla niej transformacja. Odnowiono mozaiki, przywrócono gigantyczne przeszklenia. Elewacja znów błyszczy. Wewnątrz osiadł Empik, którego profil działalności o niebo lepiej koresponduje z charakterem pawilonu, niż wizja zainstalowania tam złotych łuków. W trakcie prac odkryto stelaże dawnych neonów, które trafiły do warszawskiego Muzeum Neonów16. Choć na elewację wróciły neony, to są to szyldy nowego najemcy- Empiku, a nie kultowe i przepiękne napisy Cepelia. Jest to w pełni zrozumiałe, choć nie będę ukrywał, że wolałbym aby Cepelia pozostała Cepelią chociaż z nazwy. Jednak bardzo godnym uznania jest fakt, iż elementy elewacji z zachowanym cieniem po dawnym neonie z kogucikiem zostały zachowane i zainstalowane wewnątrz, bardzo blisko oryginalnej lokalizacji16, a na nich umiejscowiono nowy neon z kogutkiem, który widać z zewnątrz pawilonu przez ogromną szybę.

Neon z kogucikiem na tle zachowanej blachy z cieniem po oryginalnym neonie. Fot. Jan Trojan.

     Choć zapewne jest w efekcie finalnym pewna ilość goryczy, to zwłaszcza w kontekście miejsca w którym to publikuję- Dezaprobaty- nie potrafię kryć zachwytu i przede wszystkim wzruszenia tym, co się stało. Jeszcze nie tak dawno renowacja modernizmu była praktycznie nieosiągalna. Za godne naśladowania były przypadki kiedy modernistyczny obiekt (nie będący zabytkiem) remontowano na biało, w sposób minimalistyczny i prosty, o wiele lepiej korespondujący z pierwotnym charakterem, zamiast upstrokacać go, dobudowywać wieżyczki i zatracać wszystko co było dobre w architekturze oryginału. A teraz możemy zobaczyć na własne oczy pawilon który został potraktowany jak zabytek, którym jest. Musiało minąć tyle czasu, żeby było jak w latach 60. 

 

Budynek Eldomu w Bydgoszczy. Fot. Jan Trojan.
 

    Ale nie oszukujmy się że takie sprawy jak Cepelia stały się normą. Los obiektów powojennego modernizmu wciąż jest bardzo niepewny. Dlatego zastanawiając się, nad postawionym przeze mnie w tytule pytaniem, przypomniałem sobie o budynku dawnego Eldomu, który obecnie słynie z Chińskiego Sklepu. Z Cepelką wiele go łączy- podobny okres powstania, wielkie przeszklenia, cofnięty parter i neony, których dziś już nie uświadczymy. Zamiast srebrnej blachy ten obiekt pokrywają opalizujące płytki, które niestety są w coraz gorszym stanie i jakiś czas temu wokół budynku postawiono płoty, mające chronić przed odpadającymi płytkami (ostatecznie zagrożenie zniknęło). Mimo drobnych wybrzuszeń na parterze, jest to najlepiej zachowany obiekt tego typu w Bydgoszczy, którego rozwiązania mimo lat zaniedbań są wciąż czytelne, a jako ogromny atut można przywołać tu jego osadzenie w kontekście. Eldom jest bowiem nieodzownym towarzyszem Eltry, ona jest jego pionem- on jej poziomem. Pawilon ten wpisuje się w tendencje lat 60. aby uczynić ten rejon Bydgoszczy nowoczesną bramą do miasta- powstały tu wtedy nowe biurowce, Hotel Brda, czy też przebudowano Dworzec Główny na modernistyczną modłę. To z jakim ogromnym entuzjazmem przyjęto Cepelię w zeszłym roku, powinien być bodźcem aby i ten budynek ocalić. On jest dobry, trzeba mu tylko pomóc powrócić do oryginalnego stanu, przywrócić neony, naprawić elewację, zniwelować graffiti. Od strony ulicy Dworcowej wisi nawet szkielet po dawnym neonie kwiaciarni Narcyz17, który aż prosi się o to, by ponownie rozświetlić mrok.

Szkielet neonu dawnej kwiaciarni Narcyz. Fot. Jan Trojan.


 Przypisy

  1. A. Warnke, Cepelia – miejski charakter, wiejskie geny, 8.08.2017, [dostęp 17.03.2025].
  2. Ł. Bireta, A. Kędziorek, C. Lisowski, Szklane duchy. O architekturze Emilii i znikających pawilonach handlowych Warszawy, w: emilia meble, muzeum, modernizm, red. Katarzyna Szotkowska – Beylin, Kraków – Warszawa 2016, s.100.
  3. A. Cymer, Architektura w Polsce 1945-1989, Warszawa 2018, s.20-21.
  4. G. Piątek, Najlepsze miasto świata. Warszawa w odbudowie, Warszawa 2020, s.335-337.
  5. Przy tym przedsięwzięciu Zygmunt Stępiński kierował Zespołem Architektonicznym. A. Skalimowski, Sigalin. Towarzysz odbudowy, Wołowiec 2018, s.198-200.
  6. Mowa o wydarzeniach października 1956 roku, kiedy doszło do znaczących przemian w polityce krajów Bloku Wschodniego, w skutek których zakończyła obowiązywanie doktryna socrealizmu, a artyści mogli powrócić do tworzenia w nurcie międzynarodowej awangardy.
  7. E. Perlińska-Kobierzyńska, Zygmunt Stępiński (1908-1982) warszawski architekt, [dostęp 19.03.2025].
  8. K. Obrębska, Socmodernizm czyli co?, w: Socmodernizm. Poradnik dobrych praktyk architektonicznych, red. Klaudia Obrębska, Warszawa 2022, s.38-39.
  9. M. Omilanowska-Kiljańczyk, Lekkość wachlarza i origami, w: Architektura Utracona, red. Ewa Mańkowska-Grin, Ewa Dąbrowska, Kraków 2024, s.124-125.
  10. J. Trojan, Perły na torach, [dostęp 20.03.2025].
  11. I. Makowska, Pawilon Cepelii- Mozaika, [dostęp 20.03.2025].
  12. PAP, Prof. Lewicki o odbudowanej Cepelii: o mały włos nie byłoby tam nic, [dostęp 21.03.2025].
  13. J. Lewicki, Oświadczenie Mazowieckiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w sprawie budynku Cepelii., [dostęp 21.03.2025].
  14. ran/b, Cepelia stała się zabytkiem, TVN24, [dostęp 21.03.2025].
  15. A. Glinianowicz, Cepelia w centrum Warszawy w końcu doczekała się remontu. "Była już w kompletnej ruinie". Prace nakazał konserwator zabytków, [dostęp 21.03.2025].
  16. J. Dragović, Odnaleziono stare neony z Pawilonu Cepelii - dlaczego nie wrócą na swoje miejsce? Powód jest kuriozalny i smutny, [dostęp 21.03.2025].
  17. M. Kosicka, Tak piękna, dzisiejsza pogoda została pretekstem do podzielenia się wiosennym motywem - "poneonowym" kwiatuszkiem z ul. Dworcowej w Bydgoszczy, [dostęp 22.03.2025].

poniedziałek, 27 stycznia 2025

Wiem że go widzicie

        W ubiegłym roku moi szanowni Obserwatorzy i Przyjaciele na Instagramie zalali mnie wiadomościami o pojawieniu się we Wrocławiu nowej rzeźby, autorstwa Oskara Zięty. Każdy kto jest z Bydgoszczy, albo zna mnie dłużej niż 15 minut, bardzo dobrze wie, dlaczego widząc nową instalację która w 2024 roku pojawiła się pośród Apartamentów przy Parku Szczytnickim ludzie automatycznie kojarzą ją z Bydgoszczą. Ale dla tych którzy nie wiedzą dlaczego niech posłuży niniejszy artykuł. 

Rzeźba Oskara Zięty we Wrocławiu. Fot. Jan Trojan.

    22 lipca 1967 roku na skwerze pomiędzy ulicami Markwarta, Reymonta, Kasprowicza i Staszica w Bydgoszczy odsłonięto Pomnik autorstwa Stanisława Lejkowskiego (ze współpracą Eweliny i Henryka Siwickich). Oryginalnie instalacja miała upamiętniać rocznicę tysiąclecia istnienia polskiej państwowości, jednak ostatecznie Pomnik nazwano Pomnikiem Czynu Społecznego (Tysiąclecia), bo miał być kulminacją Programu Kruszwickiego, który był z kolei elementem państwowych obchodów rocznicy Chrztu Polski. Stanisław Lejkowski zaprojektował trójnogą, trójramienną rzeźbę wykonaną w konstrukcji żelbetowej. W około 2/3 wysokości znalazło się ,,gniazdo" lub ,,wieniec" spinający betonowe nogi, na którym umieszczono trzy płaskorzeźby z Godłami Polski (orłem Piastowskim, Jagiellońskim i PRL). Pierwotnie Pomnik miał stanowić postument na którym miał lądować orzeł, jednak z wielu przyczyn (politycznych, ekonomicznych, geologicznych)1 oryginalną koncepcję zmieniono i zbudowano jedynie betonowy trójnóg oraz 2 betonowe postumenty na których znalazły się inskrypcje tłumaczące intencję powstania rzeźby (litery skuto i obecnie znajduje się na nich graffiti). 

    Jaki ma to związek z Wrocławiem? Otóż Pomnik który po 1989 zaczął być nazywany na powrót z oryginalną koncepcją- Pomnikiem Tysiąclecia- wygląda następująco:

Pomnik Tysiąclecia Państwa Polskiego w Bydgoszczy. Fot. Jan Trojan.

   Przenosimy się do Wrocławia, do dnia 15 października 2024 roku. Na nowoczesne osiedle deweloperskie helikopterem przylatuje błyszcząca geometryczna struktura wykonana techniką FiDU2. W artykule na ,,Prosperity Design" możemy przeczytać, że Oskar Zięta bardzo inspirował się słynnym symbolem. Jednak tym symbolem jest Iglica którą zaprojektował Stanisław Hempel na wystawę w 1948 roku2 podsumowującą pierwsze lata Wrocławia w nowej powojennej i polskiej rzeczywistości.

Iglica przed Halą Stulecia we Wrocławiu. Fot. Jan Trojan.
    Sam kształt, formuła formy jaką przybrał Pięcionóg Pana Zięty, nogi wąskie u dołu, rozszerzające się ku punktowi centralnemu i znów zwężające się ku górze już jako ramiona, chwytają mnie za serce, przywołując przed oczy bydgoski Pomnik o który tyle czasu walczyłem. Bo dla osób nieznających kontekstu- w sierpniu 2021 roku właściciel Trójnogu- bydgoski ratusz ogłosił przetarg na rozbiórkę rzeźby, którą następnie opłacił3. Przed destrukcją monument ocalił skuteczny wpis Pomnika do rejestru zabytków (B/430 z dnia 11 maja 2022 roku) który został zainicjowany przez wniosek strony społecznej. 

    Bydgoski Pomnik był (a często nadal jest) przywoływany przez swoich przeciwników jako synonim brzydoty, absurdalna abstrakcja która nie przedstawia sobą niczego, choć w rzeczywistości jest wyjątkowym przedstawicielem brutalizmu w Polsce, stanowiąc geometryczną strukturę która w nieoczywisty sposób pokazuje nam nastroje społeczne i uczucia targające polską sztuką w latach 60. która po okresie obowiązywania doktryny socrealizmu właśnie rozkwitała. Tymczasem rzeźba Pana Zięty została przyjęta bardzo ciepło i jest dobrym przykładem renesansu form znanych z czasów ,,nowoczesności" powojennej, którą widzimy teraz we wzornictwie, architekturze, motoryzacji a nawet muzyce. Moim zdaniem wrocławska rzeźba jest bardzo estetyczna, bo zachowuje bardzo zbliżone proporcje  i ekspresję do swojego 57 lat starszego bydgoskiego kolegi. Mam nadzieję że sukces tej instalacji pomoże zdać sobie sprawę Bydgoszczanom jak cenny zabytek mają u siebie, a osobom spoza miasta nad Brdą- na poznanie perły brutalizmu polskiego. 

 


  1.  J. Trojan, Zapomniany skarb w sercu Bydgoszczy, 14.08.2019.
  2.  A. Liszka, Rzeźba, która żyje. Za kultowy wrocławski symbol wziął się Oskar Zięta, 16.10.2024.
  3.  J. Trojan, Dawid wygrywa z Goliatem, 17.11.2021.


 

wtorek, 31 grudnia 2024

2024

 Ten rok miał być inny. Mógł być inny. Musiało zmienić się tak wiele, by nie zmieniło się nic. Pomnik Tysiąclecia jak był ogrodzony płotem- tak jest. Jak nie miał błękitnej tarczy- tak też wciąż jej nie ma. W końcu udało się doprowadzić do odsłonięcia autografu na ulicy Długiej Panu Stanisławowi Lejkowskiemu. Ten symboliczny gest mógłby cieszyć, gdyby nie był tylko lukrem na wierzchu gorzkiej rzeczywistości, w której regularnie niszczone są zabytki i bezpowrotnie zatracany jest charakter małych Ojczyzn.

 W nadchodzącym roku życzę Wam wytrwałości i odporności na to jak wygląda aktualna rzeczywistość.

niedziela, 31 grudnia 2023

Kaskada

     W historii Bydgoszczy niewiele budynków doczekało się tak złej sławy, jak Kaskada, która przez 40 lat obsługiwała mieszkańców i turystów, odwiedzających Stary Rynek. Mimo tego, iż w tej sprawie panuje niejaki dwugłos, nadal pokutuje określanie wszystkiego co złe powstaje aktualnie w mieście ,,drugą kaskadą", a osoby które tęsknią za serwowanymi w niej pierogami i fontanną obok niej, mogą spotkać się w komentarzach z odpowiedzią iż są ,,chore psychicznie". Mimo że od chwili zniknięcia Kaskady minęła już ponad dekada, narosło wokół niej jeszcze więcej mitów, niż w chwili kiedy odbywały się w niej ostatnie studniówki.


Kaskada w czasach świetności. Źródło facebook

    Stary Rynek należy do grona najbardziej poszkodowanych materialnie w skutek II wojny światowej rejonów miasta. Okupant niemiecki w związku z planami budowy nowego ratusza, oraz propagandowej alei defilad zburzył znaczną część zabudowy tej części miasta. Walki roku 1945 pogorszyły sytuację i Stary Rynek wszedł w nową rzeczywistość z poważnymi ranami, z którymi należało coś zrobić. Zachodnia pierzeja, zburzona przez hitlerowców pod budowę nowego ratusza do dziś nie została zabudowana i w 1969 roku znalazł się na niej Pomnik Walk i Męczeństwa Ziemi Bydgoskiej, wraz z piaskowcowym szańcem. Część pierzei wschodniej, doświadczonej rokiem 1945 odbudowano jeszcze w latach 50. stylizowanymi socrealistycznymi kamieniczkami, wpisującymi się w nurt ,,mariensztacki", czyli kreujący proste, romantyczne budynki inspirowane sennym polskim miasteczkiem doby renesansu. Kwartał zabudowy styczny z północno-wschodnim narożnikiem rynku długo pozostał niezabudowany. Urządzono na nim skwer i decyzję- co dalej- odwlekano w czasie. Pod koniec lat 60. zapadła decyzja, aby ulokować w tym miejscu nowoczesny pawilon gastronomiczny, oferujący bar szybkiej obsługi, kawiarnię i dancing. W lutym 1968 rozpoczęto budowę, w kwietniu 1969 spośród 300 propozycji w wyniku plebiscytu wybrano nazwę nowego lokalu- Kaskada, a we wrześniu nastąpiło otwarcie. Nowy bar samoobsługowy miał pomieścić 120 miejsc, a kawiarnia 160. 

Neony Kaskady nocą. Źródło wspominaj bydgoszcz

    Kaskada była piętrowym pawilonem z dużą ilością przeszkleń i białą elewacją. Bryłę w kształcie prostopadłościanu zdobiły neony i ciąg balkonu na wysokości 1 piętra. Budynek nie naśladował dawnego układu zabudowy, Kaskada była cofnięta względem każdej otaczającej ją pierzei. W ten sposób utworzono pasaż na przedłużeniu ulicy mostowej, otwierający rynek w stronę placu teatralnego. Od strony Brdy utworzono zielony skwer z charakterystyczną kaskadową fontanną, nawiązującą do nazwy obiektu.  Fontanna ta należy wraz z innymi zlikwidowanymi zbiornikami (m.in. wodotryskiem spod Rywala) do grona źródeł mglistych wspomnień Bydgoszczan, którzy brodzili w tych fontannach w dzieciństwie. Zastanawiając się, dlaczego ten fragment przybrał taki a nie inny kształt, możemy otrzymać odpowiedź kiedy pochylimy się nad historią. Po latach dominacji doktryny socrealizmu, w 1956 roku nastała w architekturze i urbanistyce ,,odwilż". Na rajzbretach całej Polski zagościł modernizm i fascynacja stylem międzynarodowym. Dawne wzorce XIX miasta, zabudowanego gęsto ociekającymi zbytecznym detalem stały w jasnej sprzeczności z zaczerpniętymi z zachodniej Europy ideami nowoczesnego planowania i przewietrzania miast, w trosce o dobrostan psychofizyczny jego mieszkańców. Korzystając z okazji, postanowiono wpuścić na bydgoski rynek więcej zieleni i stworzyć kilka nowych wnętrz urbanistycznych, kreować nowe osie widokowe. Nie da się oceniać Kaskady bez tego co ją otaczało, a więc rozluźnienia zabudowy.

Kaskada w kontekście urbanistycznym. Źródło bydgoszcz.wyborcza

    Zmianę ustroju Kaskada przetrwała podobnie jak tysiące innych jej podobnych. Stan wizualny budynku, który sam w sobie był bardzo prosty, jeszcze bardziej się pogorszył. Z fasady zniknęły gigantyczne neony, zastąpione pokracznymi żółtymi napisami. Coraz częściej budynek pokrywały reklamy, a przestrzeń wokół zdominował chaos.

    W XXI wieku na poważnie rozbrzmiały głosy o powrocie tego miejsca do gęstości zabudowy znanej sprzed wojny. Jeszcze w 2006 rozważano opcję przebudowy Kaskady na nowe funkcje, jednak tą opcję porzucono. W 2008 roku obiekt zamknięto, a w 2010 ściany budynku przeżuły łyżki koparek. Wkrótce potem na miejscu budynku stworzono retrowersję, naśladującą układ urbanistyczny i skalę przedwojennych kamienic, ale w nowoczesnej formie. 

    Co z perspektywy lat 20. XXI wieku możemy powiedzieć o Kaskadzie? Z całą pewnością, nie była to architektura wybitna, cała jej siła tkwiła w neonach które skończyły się wraz z PRL. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy upoważnieni do nazywania tego budynku najbrzydszym w historii regionu. Powtarzające się w setkach komentarze i nagłówki o tym, że Kaskada była koszmarem, że nie była architekturą i była przerażającą makabrą mogą bardzo dziwić w kontekście jaka była ta architektura. Kaskada to typowa plazma architektoniczna, budynek neutralny do bólu, przez którego przestrzeń przelewa się za pośrednictwem gigantycznych szyb. Budynek był niewielki w skali, miał zaledwie 2 kondygnacje i był niższy od otaczających go kamienic. Z całą powagą można powiedzieć o Kaskadzie, że w odróżnieniu od innych pawilonów lat 60. nie miała wyjątkowego charakteru, ani dużego wkładu w dziedzictwo kulturowe, jeżeli mowa o architekturę. Żyjemy w czasach w których powstaje wiele budynków o wiele bardziej agresywnych w stosunku do otoczenia, ignorujących kontekst i dominujących skalą (które o ironio nazywa się nowymi Kaskadami) niż dancing z mostowej. 

    Z pewnością o Kaskadzie możemy powiedzieć- zapłaciła ona najwyższą cenę jaką może ponieść budynek i jeszcze długo jej wspomnienie będzie rozgrzewać fantazję ludzi pamiętających ją.

piątek, 26 sierpnia 2022

Korona Kielc - świętkorzyski Spodek

     Rok 1957 przyniósł ludzkości krok milowy w postaci pierwszego sztucznego satelity Ziemi- Sputnika, kilka lat później w 1961 roku w przestrzeni kosmicznej znalazł się także pierwszy człowiek. Lata 60. rozpoczęły się jako epoka podboju kosmosu, a rywalizacja dwóch światowych mocarstw- ZSRR i USA wywarła swój wpływ również na kulturę na całym świecie. W tym także architekturę. Modernizm który odrzucił tradycyjne wzorce estetyczne stał się bardzo podatny po wojnie na wszelkiego rodzaju kosmiczne inspiracje, dlatego od lat 60. możemy na świecie obserwować ,,marsjańskie talerze", pojawiające się po obu stronach Atlantyku. Szczególne miejsce zajęły w architekturze krajów socjalistycznych, których architektura była w większym stopniu zdefiniowana odgórnie, z racji tego że hegemonię na rynku miał jeden zleceniodawca- państwo. Zbiór architektury kosmicznej w samym tylko Związku Radzieckim doczekał się opracowania książkowego w postaci ,,CCCP. Cosmic Communist Constructions Photographed" Frédérica Chaubin. Modernizm w wykonaniu kosmicznym stał się wręcz znakiem rozpoznawczym wielu kreowanych przez socjalistycznych urbanistów przestrzeni, stanowił dominantę i był doskonałym odreagowaniem na sztywne ramy zakończonego wraz z odwilżą polityczną lat 50. socrealizmu. Również Polska, mimo że mniejsza od ZSRR mogła poszczycić się dobrą kolekcją futurystycznych spodków, które dzięki talentowi polskich architektów nie odstają jakością projektu od zagranicznych, a czasem wręcz je przewyższają. Temat ten jest bardzo ciekawy do omówienia, dlatego w dniu dzisiejszym otwieram serię artykułów o polskich futurystycznych gmachach, którą otwiera obiekt którego futurystyczna forma kryła również przyszłościowe rozwiązania funkcjonalne- kielecki Dworzec PKS. 


    Dworzec Autobusowy w Kielcach jest tak charakterystyczny że stał się jedną z ikon tego miasta, w zasadzie od początku był realizacją wyjątkową, podziwianą w całej Polsce. Ta wyjątkowość ostatecznie pozwoliła mu przetrwać to, czego niestety nie mogły przetrwać dziesiątki innych dworców autobusowych w naszym kraju. Wydawać by się mogło, że jego forma to sztuka dla sztuki, ale nie jest to prawda. Zbudowanie dworca na planie koła i nadanie mu takiego kształtu wynika z bardzo przemyślanych rozwiązań funkcjonalnych. Zgodnie z fundamentami modernizmu- forma wynika z funkcji. W klasycznym peronowym układzie dworca mamy budynek, z którego przechodzimy do równolegle zlokalizowanych peronów, z których każdy znajduje się dalej od hali. Tutaj mamy perony zlokalizowane w równym odstępie od środka hali- autobus jeździ po okręgu i zatrzymuje się przy wyznaczonych stanowiskach. Zgodnie z oryginalnym założeniem hala była przeszklona, tak że siedząc w jej wnętrzu można było widzieć wszystkie stanowiska i zobaczyć gdy nasz autobus właśnie zajechał na peron. Ruch pasażerów i autobusów jest w zasadzie bezkolizyjny, z poziomu miasta dostajemy się do hali dworca tunelem, wjeżdżamy schodami lub windą na górę i stamtąd możemy się dostać do dowolnego stanowiska. Proste i genialne. Rozwiązanie to chciano zastosować po Kielcach również w innych polskich miastach, m.in. w Radomiu, ale ostatecznie okoliczności sprzyjały powstaniu dworca wyspowego jedynie w Kielcach. Okrągły kształt hali stworzył ogromny potencjał dla projektantów, Edwarda Modrzejewskiego,
Jerzego Radkiewicza, Mieczysława Kubalę i Andrzeja Grabiwodę. By wyeliminować słupy z wnętrza budynku kopułę umocowano na 10 wspornikach. Parter i antresola zostały przeszklone, dzięki czemu z każdej strony do hali docierało światło słoneczne. Na szczycie kopuły, znalazły się okrągłe i wypukłe świetliki, rozświetlające środek hali, które nocą emanują światłem na zewnątrz.
    Budowa Dworca rozpoczęła się w 1975 roku. Choć jej początek znajdował się jeszcze w szczycie gierkowskiej prosperity, to z czasem zaczynały się komplikacje związane z problemami finansowymi państwa. Najpierw kryzys końca lat 70. potem stan wojenny. Ostatecznie udało się skończyć obiekt w 1984 roku, na 40-lecie PRL. Mimo przeszkód (które uniemożliwiły zakup schodów ruchomych) finalny obiekt był bardzo nowoczesny, posiadał system informacji pasażerskiej w postaci pragotronów (wyświetlaczy tabliczkowych) nad wyjściami na perony, a także monitoring. Poszycie dachu wkrótce zaśniedziało i jego zielona barwa stanowiła architektoniczny dialog z chełmami zlokalizowanej tuż obok katedry. Nowy dworzec imponował, jednak lata mijały. Podobnie jak dla większości polskich dworców, transformacja ustrojowa oznaczała pojawienie się w jego przestrzeni wielu bud handlowych, w większości o wątpliwej estetyce. Im dalej od roku 2000 tym bardziej budynek i jego otoczenie podupadały, do tego stopnia że coraz głośniej pojawiały się postulaty zastąpienia go czymś innym. W 2013 dworzec znalazł się w rękach spółki PKS 2, która planowała wznieść na jego terenie galerię handlową, z wkomponowaną kopułą spodka. Groteskowy plan na szczęście nie wypalił, dworzec wykupiło miasto z zamiarem przeprowadzenia remontu na który ogłoszono konkurs architektoniczny. W 2018 rozpoczęła się modernizacja kieleckiego UFO.

Bryła dworca po przebudowie

Widok na dworzec z góry z widocznym układem komunikacyjnym. Źródło: Google earth

    Zmodernizować modernizm, brzmi jak coś niemożliwego. Architektura przyszłości od chwili ukończenia była wystawiona na upływający czas. Zmiany technologii, zmiany w modzie, w społeczeństwie. Dla osób które śledzą Dezaprobatę od dłuższego czasu nie będzie nowością mój pogląd, że modernizm można zmodernizować tylko i wyłącznie w sposób trzymający się oryginalnego projektu, uwzględniający nowoczesne rozwiązania (np potrzeby niepełnosprawnych, ekologię) ale nie próbujący zmienić charakter architektury budynku modernistycznego. W okresie od 1989 do około 2014 roku a nawet i bliżej współczesności byliśmy świadkami setek modernizacji budynków z PRL a nawet i starszych, które zacierały całkowicie ich charakter i nadawały im oderwane od nich cechy i elementy (przykład- Rywal w Bydgoszczy, Kino Kosmos w Katowicach i wiele innych) co skończyło się wieloletnią degradacją ich jakości, oraz groteskowym wydźwiękiem. Dopiero w latach 10. XXI wieku zaczęto modernizować budynki z Polski Ludowej w sposób szanujący ich korzenie, co wykorzystuje w pełni ich potencjał (Pałac Młodzieży w Bydgoszczy, Osiedle Manhattan we Wrocławiu) jednocześnie wnoszące nową jakość. Przed architektami projektującymi nową odsłonę kieleckiego PKS-u stało więc ogromne zadanie, które bardzo łatwo było można zepsuć, wypaczając całkowicie świętkorzyską ikonę. 

    To co stało się z UFO można nazwać jedną z najlepszych realizacji tego typu budynku w Polsce, a patrząc na to co spotyka inne PeKaeSy (które giną bezpowrotnie, lub są zamieniane w galerie handlowe z podziemnym aneksem dworcowym) to można remont Spodka uznać za najlepszy remont Dworca Autobusowego w Polsce. Zachowano genialne rozwiązania funkcjonalne będące tu od początku, bryła hali która była ponadczasowa została w swej futurystycznej formie, z wymienionymi materiałami na współczesne. Wnętrze zaprojektowano spektakularnie, z wieloma nowoczesnymi elementami, jednak operującymi cytatami z przeszłości dworca i jego kosmicznego charakteru, jak choćby drewniane kasetony dolnej części hali w kształcie plastrów miodu. Dworzec jest bardzo jasny, charmonijny i bez nachalnych akcentów. Zastosowany system informacji pasażerów jest bardzo nowoczesny i stanowi godnego następcę oryginalnych pragotronów (wokół wnętrza całej hali rozciąga się pierścień wyświetlaczy pokazujących w którym miejscu przyjedzie dana relacja). Po prawie 40 latach UFO doczekało się własnych schodów ruchomych ulokowanych w samym środku, przez co wchodząc na nie powoli zmierzamy w górę i wyłania się nad naszymi głowami potężna kopuła ze świetlikami i umiejscowioną centralnie na suficie ozdobą nawiązującą do układu słonecznego. Na dole znajdują się także fragmenty oryginalnego dworca- kawałek ściany pokrytej stłuczką porcelanową i czerwona lastrykowa ławka. Dworzec jest tak piękny i elegancki że możnaby o nim mówić w samych superlatywach, ale niestety będzie to niesprawiedliwe. Oryginalne wnętrze pokryte było stłuczką porcelanową, na ścianach i podłogach znajdował się kamień z polskich kamieniołomów, dużo było detali takich jak ławki, parapety kas, które były tutaj wykonane na zamówienie. Po remoncie kamień i stłuczka zniknęły (zostały tylko symboliczne kawałki) zastąpione przez ładny, ale jednak- tynk. Stopień ingerencji w strukturę był bardzo duży. Z oryginału zostało niewiele. Dużo straciliśmy, jednak otrzymaliśmy coś nowego i dobrego w zamian. Nowy dworzec zachowuje charatker i kontynuuje wszystko co najlepsze w oryginale, pomagając wyprzedzającej swoje czasy formie zaspokoić potrzeby współczensego europejczyka. 

Spektakularny sufit w kształcie hexagonów


Kawałek oryginalnego wnętrza (niestety tylko taki niewielki)


Wnętrze kopuły i model układu słonecznego z byłszczącymi planetami

System informacji pasażerskiej (zdjęcie robione późną nocą więc nie był zbyt wielu połączeń)



Korytarz łączący halę dworca z miastem

Eteryczny Spodek nocą


    Oprócz modernizacji dworca, gruntownej przemianie uległo jego otoczenie. Można powiedzieć że metamorfoza okolic UFO może być bardziej kontrowersyjna niż modernizacja samego budynku, choć nie jest to bynajmniej mocna kontrowersja. Teren dworca był dosyć zaniedbany, od strony torów kolejowych wydawał się być wręcz zapuszczony. Wraz z 2018 rokiem zmieniono mocno zużyty teren w miejski skwer, z ławkami z których można podziwiać najpiękniejszą ikonę tej części Polski, fontanną, małymi drzewkami i rzeźbą autorstwa Sławomira Micka, przedstawiającą autobus San H100 i jego pasażerów, zza której w upalne dni rozpyla się mgiełka wodna, wyglądająca niczym dym z zabytkowego autobusu. Skwerek jest estetyczny i stanowi miłe miejsce, nawiązujące dialog z dobrą architekturą. Pojawia się jednak pytanie, czy po prostu nie wybetonowano zbyt dużej powierzchni i czy nie dało się tego jakoś inaczej rozwiązać, choć mi osobiście w tym konkretnym przypadku to nie przeszkadza. W 2021 roku w Kielcach dyskutowano nad nadaniem skwerowi imienia Praw Kobiet, przeciwnicy podsunęli wówczas pomysł by nazwać go zamiast tego imieniem projektanta dworca- Edwarda Modrzejewskiego. Ot cała kontrowersja. 


Fontanna



    Remont kieleckiego Dworca Autobusowego oceniam na 8/10. Jest to jedna z najlepszych realizacji w Polsce, zachowano oryginalny- kosmiczny charakter tego miejsca i dostosowano je do współczesności. Na minus jedynie zbyt duża ingerencja w oryginalne materiały i zlikwidowanie większości kamiennych elementów wnętrza, jednak to co dostajemy w zamian pozwala wybaczyć tę dużą stratę. Natomiast skwer przed wejściem jest bardzo dobrym dopełnieniem kosmicznej architektury i uważam że jest to dobra inspiracja do projektu remontu okolic Pomnika Tysiąclecia w Bydgoszczy- stworzenie właśnie takich geometrycznych krztałtów, fontanny i estetycznych ławek zamiast obecnego asfaltu i ukierowanie nowej rekreacyjnej infrastruktury na kosmiczne centrum- w przypadku Kielc na Spodek, a Bydgoszczy- na kosmiczny Trójnóg.



niedziela, 29 maja 2022

Ryby wracają z Potopu!

     W przestrzeni każdego miasta często pojawiają się różne rzeźby, fontanny i pomniki, ale nie każdy ma okazję stać się ikoną. To bardzo dobre zjawisko, kiedy dzieło sztuki tworzy nową jakość i staje się rozpoznawalne, potrafi wzbudzać emocje. Nic więc dziwnego, że Bydgoszczanie tak tęsknili za czterema Rybami, które przez kilkadziesiąt lat zdobiły misę fontanny w Parku Kazimierza Wielkiego, a teraz do wspomnień z dawnych lat będą mogły dołączyć nowe- bo Ryby z Potopu powracają!


    Ryby to cztery rzeźby autorstwa bardzo zasłużonego dla Bydgoszczy rzeźbiarza Józefa Makowskiego, autora m.in. Pomników w Dolinie Śmierci, Pomnika Lotników na Błoniu, czy Złamana Róża w Parku Jana Kochanowskiego. Miejsce które pierwotnie zajmowały również było i nadal pozostaje szczególne. Rybki były umieszczone w misie pozostałej po Fontannie Potop. Potop to majestatyczna rzeźba autorstwa Ferdinanda Lepcke (autora słynnej Łuczniczki stojącej przed teatrem w Bydgoszczy) odsłonięta w lipcu 1904 roku, przedstawiająca interpretację biblijnego potopu i ludzi oraz zwierzęta walczących o przetrwanie. Wodotrysk przetrwał prawie 40 lat, jednak w trakcie II wojny światowej, słabnące państwo niemieckie zdecydowało się w 1943 przetopić potężną rzeźbę na cele zbrojeniowe. W ten sposób fontanna przy Placu Wolności- jednym z najbardziej reprezentacyjnych miejsc w Bydgoszczy, pozostała pusta. 

    Ten stan rzeczy potrwał jeszcze kilkadziesiąt lat. Na przełomie lat 60. i 70. władze miasta zdecydowały się wzbogacić przestrzeń która w powojennej rzeczywistości stała się bardzo istotna (na Placu Wolności znajdował się pomnik Armii Czerwonej, a sam plac był świadkiem corocznych pochodów i wieców pierwszomajowych) nowymi rzeźbami. Nie zdecydowano się wówczas na odbudowę przedwojennej rzeźby- prawdopodobnie ze względu na konotację z zaborem niemieckim (można ją było odbierać jako dziedzictwo kulturowe Niemiec, co w Polsce Ludowej było odbierane w sposób negatywny) a być może także ze względów finansowych. Zdecydowano się jednak na zamontowanie całkowicie nowych rzeźb, których wykonanie zostało zlecone artyście Józefowi Makowskiemu. Ten przygotował cztery rzeźby odlane z dobrej jakości betonu z dodatkiem kruszywa, przedstawiające ryby, z pyszczków których tryskała woda. Ryby w odróżnieniu od przedwojennej fontanny nie są dziełem realistycznym- nie są dokładnym odzwierciedleniem jakiejś prawdziwej ryby, z dokładnym anatomicznym oddaniem detali, łusek, płetw co do milimetra. Są natomiast emanacją sztuki lat 60. i 70. która lubiła oddawać nasz świat w bardziej symboliczny i uproszczony sposób. Ryby więc są rybami, każdy, nawet dziecko może je rozpoznać, ale równocześnie są plastyczną kompozycją grającą kształtem, fakturą i kontrastem. Nic więc dziwnego że sympatyczne wodne stworzenia tak zapadły w pamięć Bydgoszczan. Nietrudno odnaleźć osoby, które w dzieciństwie były sadzane na nich przez rodziców, a następnie stawały się modelami i modelkami pozującymi na rybach przed małoobrazkowym aparatem na film. Nie dziwi także pojawianie się uśmiechu u tych osób, które opowiadają jak w dzieciństwie zatykały dłonią pyszczek jednej ryby, a wtedy trzy pozostałe psikały wodą mocniej. Od początku lat 70. przez cały PRL, transformację ustrojową i pierwszą dekadę nowego tysiąclecia Ryby regularnie wypluwały hektolitry wody, w międzyczasie miały domalowywane oczy, a ich barwa pod wpływem zakamienionej bydgoskiej wody i zanieczyszczeń atmosferycznych, zmieniła się z ciepłej różowawej, na szarą. Na nieszczęście dla Rybek, w Bydgoszczy coraz głośniej w nowej rzeczywistości zaczęło się mówić o odbudowie przedwojennej fontanny.  Pod koniec lat dwutysięcznych XXI wieku rekonstrukcja Potopu nabrała realny kształt. W 2009 roku Ryby musiały odejść...

Ryby w latach świetności, w tle budynek BWA. Źródło: wikimedia commons

    Niechciane Ryby trafiły na składowisko Spółdzielni Socjalnej ,,Bydgoszczanka" gdzie leżały przez następną prawie dekadę. Nie było to dla nich wymarzone miejsce- ukryte przed światem powoli niszczały, ich stan się pogarszał, skala degradacji materiału była różna- od jednej która zyskała kilka zadrapań, po jedną która znacząco popękała i odpadł jej nawet ogon. Niespodziewanie po ponad dziesięciu latach niełaski, los się do nich uśmiechnął. Miasto zdecydowało się przywrócić rzeźby społeczeństwu, które co jakiś czas sobie o nich przypominało i zadawało pytanie- co się stało z Rybami? 

    Ryby w 2021 roku trafiły na Politechnikę Bydgoską w Fordonie, gdzie zajął się nimi Paweł Czyż, współpracujący z plastykiem miejskim student politechniki o bardzo szerokiej wiedzy i umiejętnościach praktycznych. Zależało mu by móc działać i wykorzystywać swoje zdolności w praktyce, dlatego podjął się zadania naprawy Ryb i doprowadzenia ich do takiego stanu, aby można je było wyeksponować. Zadanie to nie było łatwe, stan techniczny rzeźb był mocno nadszarpnięty, skala zniszczeń również wymagała indywidualnego podejścia do każdej Ryby. Paweł wypiaskował je, likwidując wieloletni osad, brud i farbę którą nieumiejętnie ,,upiększano" rzeźby. Zadbał o wypełnienie ubytków, ale w taki sposób aby każda z nich dawała po sobie poznać że jest autentyczna- że nie są to współczesne rekonstrukcje, a czterdziestoletnie oryginały z bogatą historią, objawiającą się szlachetnymi bliznami. Największym wyzwaniem było naprawienie najbardziej poturbowanej Rybce ogona- z tym również poradził sobie Paweł, montując go z powrotem, maskując łączenia i wzmacniając konstrukcję tak aby wytrzymała następne dekady. W trakcie ich konserwacji Paweł zastosował również zabieg pokrycia betonowych żyjątek warstwą hydrofobizującą, zabezpieczającą je przed nowym nalotem, glonami, mchami i wszelkimi nieczystościami. 

 

Paweł Czyż na terenie Politechniki Bydgoskiej, opowiadający mi o procesie napraw Ryb.
Fot. Jan Trojan

Dwie Ryby których stan był względnie najlepszy. Fot. Jan Trojan

Rybka najmocniej doświadczona przez los, widoczne pozostawione blizny, to właśnie tej rybie rekonstruowano ogon. Fot. Jan Trojan.

    Ostatecznie po wielu zabiegach udało się doprowadzić Ryby do nowej świetności. W trakcie renowacji zastanawiano się jeszcze, gdzie je ostatecznie umieścić. Myślano o lokalizacji w Parku Ludowym im. W. Witosa, jednak zdecydowano się na nabrzeże Wyspy Młyńskiej, tak żeby Ryby witały ludzi przypływających bydgoskim tramwajem wodnym. Niestety, nie będą już one pluć wodą, co było ich bardzo mocnym walorem, ale ma to swoje uzasadnienie- bardzo ciężko byłoby w tamto miejsce doprowadzić niezbędną do zainstalowania wodotrysku infrastrukturę, poza tym jak tłumaczy Paweł Czyż, stan betonu nie jest już tak dobry jak kiedyś, a ich konstrukcja sprawia iż woda wewnątrz wytwarza takie ciśnienie, które mogłoby bardzo mocno nadwyrężyć ich strukturę, choć dałoby się to ograniczenie obejść instalując w ich wnętrzu odpowiednią aparaturę. 

    Ryby zostaną ulokowane w swojej nowej lokalizacji już w przeciągu najbliższych dni! A 11 czerwca bieżącego roku odbędzie się ich oficjalne odsłonięcie, dlatego można powiedzieć że będzie to ich nowy początek. Bardzo mnie cieszy że tak charakterystyczne i pozytywnie zabarwione emocjonalnie rzeźby powracają i ich los nie będzie już zagrożony, a wręcz przeciwnie- staną się nową atrakcją miasta i jedną z jego ikon, które towarzyszą mu od dekad.

    Serdecznie dziękuję Pawłowi Czyżowi za oprowadzenie po pracowni na Politechnice Bydgoskiej i opowiedzenie o procesie naprawy Ryb i przybliżeniu technik które były wykorzystywane do ich konserwacji. To wspaniałe że mamy w naszym mieście takiego specjalistę który wykorzystuje swoje umiejętności w trosce o zabytki i sztukę.








poniedziałek, 21 lutego 2022

Ocalić Solpol- wywiad z Rafałem Rydzem

    Temat Solpolu był już na Dezaprobacie wcześniej poruszany, możecie o nim przeczytać tutaj: Postmodernizm absolutny.  Dziś jednak podejdziemy do tego tematu inaczej, rozszerzymy perspektywę o rozmowę z Rafałem Rydzem, autorem petycji do prezydenta Wrocławia przeciwko planom wyburzenia domu towarowego Solpol we Wrocławiu. Nasz dzisiejszy rozmówca jest też od wielu lat istotną postacią w środowisku obrony Solpolu, miłośnikiem sztuki, oraz znawcą dorobku artystycznego Wojciecha Jarząbka, autora Solpolu.

Rafał na tle Sopolu, fot. Łukasz Paluch, fotografia ze strony Muzeum Architektury we Wrocławiu

-Rafale, w pierwszej kolejności, chciałbym zapytać Cię o to co najbardziej wartościowego dostrzegasz w architekturze Solpolu, może Twoje spostrzeżenia pomogą czytelnikom w nabraniu nowego spojrzenia na ten budynek. 

-Dom Handlowy Solpol to przede wszystkim przejaw odważnej i twórczej architektury. To śmiała
i konsekwentna realizacja artystyczna mogąca powstać jedynie w tak przełomowym, dla Polski czasie,
jakimi był początek lat 90. Architektura również jest jedną z gałęzi sztuki, o czym dziś często zapominamy.

Solpol to budynek ikoniczny i unikatowy dla naszego dorobku kulturalno-architektonicznego. Na próżno można poszukiwać podobnych do niego realizacji. Dzisiejsze realizacje są bardzo oszczędne i zachowawcze, zarówno w formie, zróżnicowaniu zastosowanych materiałów, a także kolorystyki. To sprawia, że nasze podejście społeczne do architektury jest neutralne, często wręcz nie zauważamy obiektów które mijamy. Kiedy jednak pojawia się coś zupełnie "innego", bardziej wyrazistego, wręcz wyłamującego się z wszelakich kanonów, to nasze klasyczne pojęcie o architekturze zostaje zachwiane i zaczynamy się zastanawiać nad nią, i o niej rozmawiać w szerszym zasięgu społecznym. Solpol wzbudza emocje, zarówno pozytywne jak i negatywne. Moim zdaniem to bardzo dobrze świadczy o samej architekturze Solpolu, jak i o kreatywnym podejściu architektów podczas jego projektowania. Temat "ostatniego domu handlowego Wrocławia" wielokrotnie pojawiał w mediach wzbudzając tym samym żywe dyskusje i wymiany zdań. Nie zapominajmy, że sztuka winna jest wyzwalać emocje zarówno pozytywne jak i te negatywne. Najgorsze dla sztuki jest to, gdy pozostaje ona bez żadnego wydźwięku, stając się obojętną. W przypadku Solpolu ewidentnie obcujemy ze sztuką, o czym świadczy nieustające poruszenie wokół samego obiektu w obliczu jego planowanej rozbiórki.

-To rzeczywiście niezwykły budynek, można go wpisać w nurt postmodernizmu, ale
jednak ma on pewien zestaw cech, który sprawia że jest elementem bardziej szczególnego jego odłamu,
jak zresztą cała twórczość pana Jarząbka, o której chciałbym porozmawiać teraz. Jaki jest ,,Jarząbkowy
postmodernizm”, po czym możemy poznać, że to nie jest pierwszy lepszy biurowiec z przełomu
tysiącleci, ale właśnie jakiś krewny Solpolu?

- Postmodernizm to pojęcie bardzo ogólne, którym można zdefiniować wiele realizacji powstałych

po drugiej wojnie światowej. Za architekturę postmodernistyczną możemy tu chociażby uznać odbudowy miast po zniszczeniach wojennych w duchu historyzmu. Jest to bardzo zróżnicowany styl, którego nie można definiować jednoznacznie. Architekturę Pana Wojciecha Jarząbka określiłbym jako przejaw architektury autorskiej, która nie pozwala jednoznaczne sklasyfikować stylu jaki reprezentuje. Myślę, że nie będzie nadużyciem jeśli Pana Wojciecha Jarząbka zestawię z takimi postaciami świata architektury jak Antoni Gaudí, Friedensreich Hundertwasser, Imre Makovecz, Santiago Calatrava czy Zaha Hadid.

Kamienica przy wybrzeżu Stanisława Wyspiańskiego 36 autorstwa W. Jarząbka.
Fot. R. Rydz

Pan Jarząbek, tak jak przytoczone przeze mnie sławy architektury, stworzył swój niepowtarzalny styl w
oparciu o wypracowanie własnych elementów architektonicznych i zabiegów stylistycznych uwidaczniających się w jego całym dorobku architektonicznym. Realizacje Pana Wojciecha oparte są na geometrii, jaskrawej kolorystyce i wzajemnym przenikaniu się płaszczyzn. W samym Solpolu, jak i pozostałych realizacjach możemy dopatrzeć się różnorodnych stylów, nie tylko postmodernizmu szeroko pojętego. Wzajemne przenikanie się brył, zróżnicowanych pod względem geometrycznym, kolorystycznym czy poprzez użyte materiały pozwala sklasyfikować architekturę Pana Jarząbka jako
dekonstruktywiczną. Natomiast układ geometrycznych okien w samym Solpolu, dla mnie przywodzi na myśl malarstwo konstruktywizmu. Geometria, a także wyrazisty akcent kolorystyczny sprawia, że
możemy tą architekturę przyrównać do stylu Memphis, popartu czy futuryzmu. Twórczość Pana
Wojciecha nawiązuje do elementów okolicznej architektury i przerabia je na swój własny sposób.
Realizacje te nadają kolorytu sąsiedniej zabudowie, a także starają się z nią nawiązywać relację.

- Dobrze że zwróciłeś na to uwagę, świat architektury jest pełen niuansów, czasem mimowolnie staramy się przyporządkować obiekt do jednego stylu, w granicach którego może mieścić się bardzo dużo interpretacji, wiele emocji. Każdy obiekt ma swoją historię, ale nie tylko taką jaką znamy z podręczników, ale też i osobistą która jest pisana przez każdą osobę która ma z danym budynkiem czy też rzeźbą styczność. Jaką historię niesie dla Ciebie Solpol, jak wyglądał moment kiedy zdecydowałeś się na to że chcesz poświęcić się jego obronie?

 
- Solpol poznałem, bodajże będąc jeszcze w szkole podstawowej, paradoksalne, z artykułu

dotyczącego jego planowanej rozbiórki. Pamiętam, że gdy go zobaczyłem, to od razu wzbudził we mnie sympatię. To był budynek, w którym osobiście się odnalazłem, i który niezmiennie pozostaje moim najukochańszym dziełem architektonicznym. Szczególnie mocno ujęła mnie jego cukierkowa, pastelowa kolorystyka i bryła wyłamująca się tradycyjnym ramom. Do dziś obiekty nieszablonowe, wyróżniające się spośród innych reprezentantów danego stylu, zdobywają moje uznanie. Bardzo cenię w architekturze, gdy autor oddaje w niej siebie, tym samym jest on artystą, który nie podporządkowuje się ogólnie przyjętym kanonom. Solpol jest nieszablonowy, w radosny sposób nawiązuje dialog z zabudową ulicy Świdnickiej. Zespala w sobie mieszankę architektoniczną, będąc jednocześnie ważnym punktem w historii Wrocławia i całej Polski. 

Fot. R. Rydz

Wątek jego rozbiórki cyklicznie pojawiał się w mediach, wywołując tym samym zagorzałą wymianę zdań, jednak w tamtej chwili, jako dziecko bardzo się przejąłem tą decyzją. Obiecałem sobie wówczas, że zrobię wszystko co będę mógł by go chronić. Pamiętam nawet, że napisałem list do Pana Solorza w tej sprawie i wysłałem do siedziby Polsatu w Warszawie. Wówczas się łudziłem, że przyniesie to jakiekolwiek działanie. Gdy jednak w 2021 roku plan rozbiórki powrócił ze znacznie większym prawdopodobieństwem jego realizacji, nie mogłem stać bezczynnie. Zwróciłem się wtedy z pomysłem napisania petycji do Towarzystwa Upiększania Miasta Wrocławia, które kilka lat wcześniej złożyło wraz z Fundacją Transformator wniosek o wpis Solpolu do rejestru zabytków. Petycję napisałem by pokazać znaczenie Solpolu zwłaszcza od strony społecznej, naświetlić jak wielkie grono sympatyków posiada nie tylko wśród Wrocławian. Uświadomić włodarzom jak wielki skarb posiada Wrocław i jak ogromny potencjał tkwi w Solpolu, który przyciąga do miasta miłośników architektury z całego świata. Pod moją petycją skierowaną do Prezydenta Wrocławia podpisało się ponad 3000 osób, to jednak nie przekonało włodarzy do podjęcia działań w zakresie ochrony Solpolu, mimo że w roku 2018 ówczesne władze miasta umieściły go na liście Dóbr Kultury Współczesnej Wrocławia.

Temat Solpolu stał się jednak głośniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. W obronie obiektu zabrali głos nie tylko architekci, historycy sztuki, ale przede wszystkim społeczeństwo. Niestety wciąż wiele placówek kulturowych w mieście, mimo usilnych próśb, nie zabrało głosu w tej sprawie. Osobiście mam do nich ogromny żal, że podejmują ten temat tak późno lub nadal nie obrały żadnego stanowiska w walce, bądź co bądź o najważniejszy wrocławski obiekt lat 90. Zabrakło dyskusji z przedstawicielami właściciela Solpolu, z władzami Wrocławia, z konserwatorem wojewódzkim. Moim zdaniem nie było możliwości przedstawienia pomysłów architektów i aktywistów na zagospodarowanie i ratowanie Solpolu. Dziś wbrew pogarszającej się i niepewnej przyszłości Solpolu dalej wierzę, że jego los nie jest jeszcze przesądzony, że jeszcze jest nadzieja na ocalenie tej wyjątkowej ikony.

-To doprowadza nas do dnia dzisiejszego. Cały czas nad tym budynkiem wisi niebezpieczeństwo
zniszczenia. Zwolennicy wyburzenia jako argument podają jego bezużyteczność. Ale czy faktycznie tak
musi być? Jako osoba która Solpolowi poświęciła wiele czasu i energii na pewno masz jakieś pomysły jak można by wykorzystać odrestaurowany Solpol w przyszłości.
 

-Na zanikanie znaczenia Solpolu, jako obiektu handlowego w dużym stopniu miały nowopowstające
galerie handlowe. Jednak nie do końca z tego powodu sam budynek stał się w dużej części
nieużytkowany. Znaczna część przeciwników Solpolu powołuje się na fakt, iż budynek nie służy
mieszkańcom, że ze względu na jego architekturę i "przestarzały" układ wnętrz brakuje chętnych na
wynajem lokali. Przeciwnicy Solpolu twierdzą, że na ten gmach nie ma pomysłu, że zachowywanie pustostanu ze względu tylko i wyłącznie na jego bryłę, to stwarzanie z miasta skansenu. Niewiele osób dopuszcza do siebie myśl, że istnieje popyt na takie lokale jakie oferuje Solpol. Nie tylko ze względu na lokalizację w ścisłym centrum, ale również, a może przede wszystkim, z uwagi na stylistykę jaką reprezentuje. We Wrocławiu nie trudno doszukać się lokali gastronomicznych w pełni oddających ducha lat 90. Moda na nie wróciła i coraz częściej widzimy ten powrót zarówno w sklepach odzieżowych, jak i w architekturze wnętrz. Unikatowość Solpolu skłoniła obrońców do stwarzania różnorodnych koncepcji na jego zagospodarowanie. Począwszy od funkcji
handlowo- usługowych, lokali gastronomicznych, jak również hotelu we wspomnianej już przeze mnie stylistyce Memphis czy pop art
. Osobiście najbardziej bym się jednak skłaniał do koncepcji utworzenia w Solpolu placówki kulturalno- wystawienniczej. Już kilka lat temu proponowano by wewnątrz znalazły się Galeria BWA, czy też Muzeum Współczesne bądź utworzenie Muzeum Transformacji. Myślę, że Solpol znakomicie, by się sprawdził jako oddział Muzeum Narodowego we Wrocławiu, a także jako oddział Muzeum Architektury, w którym można by było wyeksponować modele i makiety architektoniczne. Pomysłów na Solpol jest znacznie więcej, jednak brak chęci dialogu sprawia, że potencjał tej ikony jest marnowany, a funkcjonowanie jako pustostan przyczynia
się do powstawania niechlubnej opinii wśród społeczeństwa.

-Ulokowanie w Solpolu oddziału muzeum, albo różnych placówek pasujących swoim charakterem do tego miejsce to bardzo interesujące koncepcje, czas jednak pokaże jak potoczą się losy tego unikatowego obiektu. Czy masz może coś do powiedzenia dla osób, które włączyły się w obronę Solpolu? 

- Chciałbym podziękować wszystkim, którzy zaangażowali się w walkę o ten wyjątkowy obiekt.
Dopóki Solpol stoi nie poddawajmy się. Nie bójmy się odważnie o nim mówić, tak jak on odważnie
mówi o latach 90. Nie popełniajmy błędów sprzed lat, nie wstydźmy się przeszłości, bo jaka ona by nie
była, to właśnie ona ukształtowała nas takimi jakimi jesteśmy dziś. Moda przemija, a później powraca i jestem pewien, że również w kręgu architektonicznym tak będzie. Jako społeczeństwo polskie bardzo dotkliwie doświadczyliśmy zubożenia naszego dorobku kulturalno-architektonicznego na skutek zbyt pochopnych decyzji, które pozbawiły nas takich ikon jak Supersam czy Dworzec Kolejowy w Katowicach. Dziś staramy się chronić ikony postmodernizmu, jak również architekturę powojennego modernizmu.
Społeczeństwo przestaje być obojętne wobec dewastacji naszego dziedzictwa. Wierzę, że nie wszystko
jeszcze stracone. Poprzez dialog, spojrzenie z innej perspektywy być może zmienimy postrzeganie
architektury współczesnej wśród jej zagorzałych przeciwników i pozwolimy ją lepiej zrozumieć.

- Dziękuję bardzo za rozmowę, mam nadzieję że los zabytków w Polsce i na świecie ulegnie poprawie
i nadejdzie dzień, kiedy nie będziemy musieli ruszać nieba i ziemi aby ochraniać zabytków przed
bezwzględnym zniszczeniem.